Polska była jednym z pierwszych krajów, które przeprowadziły dużą reformę systemu emerytalnego. Dziś jest jednym z nielicznych państw, które w mniejszym lub większym stopniu od niej nie odchodzą.
Do grona państw, które kosztem wpłat do funduszy emerytalnych zmniejszają deficyt budżetowy, dołączyły ostatnio Węgry. Rząd Viktora Orbána zdecydował o czasowym zawieszenia wpłat do funduszy emerytalnych. Wcześniej składki do tych instytucji zmniejszyło lub na jakiś czas wstrzymało kilka państw z Europy Środkowo-Wschodniej, m.in. Litwa, Łotwa i Estonia. Rumunia z kolei zrezygnowała z planowanej podwyżki składki. Dziś mimo wcześniejszych zapowiedzi kraje bałtyckie składek do funduszy nie podnoszą albo robią to w mniejszym zakresie, niż pierwotnie zapowiadały. Można też przywołać przypadek Słowacji, która od dawna chce pójść śladem Argentyny i znacjonalizować fundusze. Na razie wprowadziła dobrowolność uczestnictwa w funduszach oraz w 2008 r. i 2009 r. umożliwiła obywatelom wyjście z kapitałowej części systemu.
Mimo że pomysły na obniżenie składek albo nawet ich zawieszenie pojawiają się w Polsce od ubiegłego roku, na razie podążamy inną drogą. Rząd koryguje zapisy dotyczące OFE pod hasłem zwiększania wysokości przyszłych świadczeń. Pójście pod prąd europejskim trendom ma według niektórych dwie korzyści. Daje sygnał, że dajemy sobie radę z finansami państwa lepiej niż inni. Poza tym szukamy innego rozwiązania problemów, np. rozmawiając z Unią Europejską o zmianie sposobu liczenia długu, który uwzględni koszty przeprowadzonej reformy. Dzięki temu mamy zyskać więcej niż Węgrzy, którzy zawieszając składki do funduszy, obniżą deficyt. – Warto poobserwować ratingi w najbliższym czasie. To Polska zyska – ocenia nasz rozmówca. Nie wiadomo jednak, czy uda się nam ostatecznie przekonać Unię.
Trudno nie odnieść wrażenia, że pomysł ścięcia składek do OFE został jedynie chwilowo zawieszony. Ekonomista Krzysztof Rybiński uważa, że wciąż istnieje duże ryzyko, które ocenia na ponad 50 proc., że taki pomysł wróci. Zwłaszcza jeśli w ciągu najbliższych lat nie zostaną przeprowadzone porządne reformy finansów państwa.
Minister pracy Jolanta Fedak, której pomysł na obcięcie składek do funduszy nie spodobał się premierowi, niedawno powtórzyła, że jeżeli przekroczymy poziom 55 proc. długu publicznego w relacji do PKB, będzie trzeba natychmiast wstrzymać przekazywanie publicznych pieniędzy do OFE. Jej wypowiedź wcale nie jest nieuzasadniona. Rząd, mając do wyboru podnoszenie podatków lub obcięcie składek do OFE, zdecyduje się raczej na to drugie. Zwłaszcza że temu pomysłowi wciąż jest przychylny minister finansów Jacek Rostowski. Niewykluczone, że ma też sojusznika w Janie Krzysztofie Bieleckim, szefie Rady Gospodar- czej. I jeśli tak się stanie, winni będą nie tylko politycy, którzy populistycznymi i łatwymi decyzjami będą poprawiać sytuację finansową państwa tu i teraz. Winne będą także fundusze emerytalne, które przez 11 lat nie były w stanie przekonać do siebie Polaków i wytłumaczyć im korzyści płynących z istnienia II filara.