Wbrew deklaracjom premiera Donalda Tuska i szefa jego doradców Michała Boniego wiceminister finansów Ludwik Kotecki potwierdził wczoraj, że jego resort nadal pracuje nad zmianami systemu emerytalnego . – Nasze propozycje są nadal aktualne – powiedział Ludwik Kotecki podczas seminarium Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Pieniądze przyszłych emerytów miałyby w większym stopniu trafiać do ZUS.
Tłumaczył, że jest kilka powodów, by wprowadzić te zmiany. – Dziesięć lat działania OFE to dobry moment, by wyciągnąć wnioski. System emerytalny w części OFE generuje prawie 2 proc. wzrost długu rocznie, a w ciągu dziesięciu lat będzie to 13 proc. – mówił Kotecki. Dodał, że bez tego obciążenia mielibyśmy poziom długu w granicach 35 proc. PKB jak Czesi czy Słowacy.
[wyimek]14,3 mln Polaków płaci co miesiąc składkę do Funduszy Emerytalnych[/wyimek]
Prof. Witold Orłowski, ekonomista PricewaterhouseCoopers, stwierdził, że nie OFE, a demografia jest głównym problemem. – Reforma została przygotowana tylko po to, by stworzyć motywację do dłuższej pracy, oraz tego, by oszczędzać więcej – mówił. – Rolę podobną do OFE mógłby odegrać pewnie fundusz w ramach ZUS, gdzie część środków byłaby lokowana, a nie przejadana – mówił prof. Orłowski. Nie brak jednak i radykalnych propozycji. – W Szwecji, na którą powołują się twórcy reformy, do funduszy trafia 2 proc. z 18 proc. składki – mówiła prof. Leokadia Oręziak z SGH. Opłat od składki nie ma, a za zarządzanie płaci się 0,19 – 0,5 proc. aktywów.
– Silne kraje potrafiły się oprzeć presji międzynarodowych instytucji finansowych – mówiła Oręziak.