– To pierwszy nasz kredyt od 1,5 roku – mówi w rozmowie z „Rz” Maria Szczur, członek zarządu ZUS. – Bieżące wpływy ze składek oraz dotacji nie pokryły zapotrzebowania na sfinansowanie wypłaty świadczeń w kolejnym terminie. Wolelibyśmy uzyskać te pieniądze z budżetu. Jednak przekazana dotacja okazała się niewystarczająca – dodaje.
Zła sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wynika ze spadających dochodów, m.in. z powodu obniżenia składki rentowej. Z tego tytułu ubytek w kasie funduszu przekracza 22 mld zł. W ubiegłym roku niższe wpływy z tego tytułu rekompensowała dobra sytuacja gospodarcza, rosły bowiem wynagrodzenia i zatrudnienie. – W tym roku już tak nie jest. Równocześnie rosną nasze wydatki m.in. ze względu na wzrost liczby emerytów. Wzrosła też kwota bazowa o ponad 200 zł – obniżenie składki rentowej spowodowało wzrost wynagrodzeń – i tym samym nowo przyznane świadczenia są wyższe. Wzrosły też wydatki wynikające z zasiłków chorobowych, bo ludzie wolą je brać zamiast zasiłków dla bezrobotnych – tłumaczy Maria Szczur.
Od początku tego roku ZUS wraz z resortem finansów na bieżąco monitorują sytuację FUS. Wiadomo było, że pieniędzy zabraknie, pytanie brzmiało, kto je pożyczy? Czy ma to robić bezpośrednio ZUS, czy może budżet centralny? – W poniedziałek uprzedziliśmy resort finansów, że jeśli nie otrzymamy kwoty, o którą wnioskujemy, różnicę będziemy musieli pokryć z kredytu – mówi członek zarządu ZUS.
[wyimek]143 mld zł mają wynieść wydatki FUS w tym roku zgodnie z ustawą budżetową[/wyimek]
Wczorajsza pożyczka 200 mln zł to dopiero początek. Maria Szczur szacuje, że dziura w kasie FUS sięgnie w tym roku od 5 do 8 mld zł. Wszystko zależy od sytuacji na rynku pracy. – Robiliśmy analizy, jak wpływa na przychody FUS zmiana wskaźnika zatrudnienia i wynagrodzeń o 1 pkt proc. Każdy z tych punktów daje 1 – 1,1 mld zł – mówi Maria Szczur.