Jak osiągnąć taki stan? Intuicyjnie większość z nas pomyśli o nieruchomościach. To z najmem mieszkania w pierwszej kolejności kojarzy nam się regularny dochód pasywny. Ale czy rzeczywiście jest on wtedy taki prawdziwie pasywny, czyli niewymagający od nas zachodu? Szukanie najemców, dbanie, by nie spóźniali się z czynszem, naprawy i remonty i jeszcze pewnie kilka spraw, które wyjdą w praniu. A gdy nieruchomości mamy kilka? Może się okazać, że bycie takim rentierem będzie regularną pracą na etacie. Dobrze, to gdzie szukać rentierskiej alternatywy? Może spółki dywidendowe? To ulubiony cel spokojnych inwestorów, którzy cenią stabilny zysk. W skrócie: wynajdujemy firmę, która chętnie i regularnie dzieli się zyskiem, kupujemy jej akcje i… czekamy na przelew. Tyle. Będąc posiadaczem akcji (w odpowiednim momencie, czyli w dniu dywidendy) nabywamy prawo do zysku, który spółka postanowiła wypłacić akcjonariuszom za dany rok. Na każdą akcję przypada wówczas konkretna sumka, która pomnożona przez liczbę posiadanych przez nas papierów, może dać pokaźną kwotę. Pieniądze dostajemy w formie przelewu już okrojonego z „podatku Belki”. Ile można zarobić? Nawet kilkanaście procent i to bez „użerania się” z najemcami.

Minusy? Trzeba mieć kapitał. Z punktu widzenia rentiera minusem jest na pewno fakt, że taki przelew dostaniemy najczęściej raz w roku. Naszym zyskiem musimy więc później gospodarować przez 12 miesięcy. Pamiętajmy też, że jest to giełda, a tam wszystko może się zdarzyć.

Ponieważ zbliżają się dywidendowe żniwa, sprawdzamy najciekawsze spółki pod tym kątem. Decyzję, czy w nie zainwestować, musicie jednak Państwo podjąć sami.

Zapraszam do lektury.