Pięć lat temu apartamenty hotelowe w Juracie czy Jastrzębiej Górze sprzedawane były na pniu. A w takich inwestycjach, jak kołobrzeski Hotel & Ultra Marine, Boulevard Ustronie Morskie czy Baltic Park Molo dla spóźnialskich pozostawały wolne tylko pojedyncze lokale, mimo już wtedy bardzo wysokich cen.
Apartamenty dwupokojowe w Baltic Park Molo kosztowały od 9,5 tys. zł do 13,5 tys. zł netto za mkw., za najbardziej ekskluzywne trzeba było płacić nawet po 20 tys. zł za mkw. Inwestycja wymagała więc od 508 tys. zł netto z wyposażeniem za tańszy pokój do ponad 1,55 mln zł za najdroższy 3-pokojowy z widokiem na morze i dużym tarasem.
Nikt jednak przed taką inwestycją nie przestrzegał, mimo że rynek hotelarski był bardziej kapryśny, niż jest dzisiaj. Inwestorzy też byli zadowoleni, bo całkiem liczne grono miało nie tylko po kilka pokoi w ekskluzywnych kurortach, ale nawet po kilkanaście. Rentowność najmu nadmorskich apartamentów wahała się wówczas od 3 do 7 proc. Jak w każdej inwestycji w nieruchomość na wynajem, wszystko zależy od ceny kupna, od obłożenia i oferty dostępnej na danym rynku.
Warto sprawdzić: Rentowność najmu spada, ale wciąż można sporo zarobić
Zarabiać na apartamentach hotelowych można na dwa sposoby – po podpisaniu umowy „gwarantowanego” zysku, który wynosi na ogół około 6–7 proc. przez określony czas, lub określonego podziału zysku z wynajmu. Zdrojowa Invest, budująca pod marką Radisson, przyjęła dwa modele biznesowe. W pierwszym gwarantuje ok. 6 proc. zysku lub dzieli się przychodami pół na pół. Może to być mniej, jeśli właściciel apartamentu chce go wykorzystywać w szczycie sezonu dłużej, niż jest to przyjęte w umowie. Firma ma już 15 hoteli, buduje nadal i na brak zainteresowanych nie narzeka, choć rynek już ochłonął i nie wszystko sprzedaje się od ręki.