Póki co XXI wiek ma turbulencję wpisaną niejako w swoje DNA. A ostatnie lata pokazują, że nawet uwarunkowania demograficzne nie są tak bardzo przewidywalne, jak nam się wcześniej wydawało. Czasami bowiem ewolucja demograficzna przechodzi w rewolucję. Do dokonujących się od kilku dekad procesów społeczno-ekonomicznych, których kierunki już dość dobrze rozpoznaliśmy, a tym samym byliśmy w stanie całkiem trafnie przewidywać ich dalszy bieg, doszły zdarzenia nagłe i nieprzewidywalne, ale jednocześnie mające ogromny wpływ na gospodarkę i społeczeństwo w skali całego globu. Przyszłość stała się o wiele mniej przewidywalna aniżeli wcześniej. W konsekwencji wzrosła niepewność i trudniejsze stało się prowadzenie biznesu.
Przejście z turbulencji w hiperturbulencję
Nieprzewidywalność, niepewność i zmienność jako determinanty (hiper)turbulencji w XXI wieku objawiły się bardzo wcześnie, bo już w 2001 roku, zaraz po ataku na World Trade Center. Świetnie obrazują to notowania złota, odzwierciedlające globalną stabilność geopolityczną i ekonomiczną. W ciągu ostatniego dwudziestolecia XX wieku, obejmującego ostatnią dekadę „Zimnej wojny”, ceny złota wahały się pomiędzy 250 a 650 USD za uncję. W pierwszym dwudziestoleciu XXI wieku zmienność ta była nieporównywalnie większa. Ceny złota z 250 USD na początku trzeciego millenium poszybowały do ponad 1830 USD w sierpniu 2011, później spadły do 1030 USD w grudniu 2015, by w sierpniu 2020 przebić poziom 2000 USD. Ponownie tak wysokie notowania złoto osiągnęło niespełna dwa lata później, po ataku Rosji na Ukrainę. Faktycznie, jeśli w XX wieku świat nazywaliśmy turbulentnym przy wahaniach cen złota na poziomie 400 USD, to przy wahaniach rzędu 1800 USD śmiało można mówić o świecie hiperturbulentnym. Wydarzenia, które dynamizowały notowania złota w XXI wieku to atak na WTC, globalny kryzys finansowy z lat 2007-2008, początek pandemii COVID-19 oraz agresja Rosji na Ukrainę. Przy czym o ile pierwsze dwa wydarzenia dzieliło 6 lat, o tyle pandemia de facto przeszła w wojnę. Zatem jeśli XXI wiek jest hiperturbulentny i owa hiper-turbulencja daje się stopniować, to od ponad dwóch lat jej stopień jest zdecydowanie wyższy aniżeli wcześniej. Od niedawna niepewność objęła również dalsze trwanie procesu globalizacji.
Przesłanki deglobalizacji
Wybór Donalda Trumpa na Prezydenta USA i rozpoczęcie wojny gospodarczej z Chinami. Rosnące w siłę ugrupowania prawicowe i nacjonalistyczne w Europie, kwestionujące ideę integracji europejskiej, przynajmniej w obecnej formie. Brexit, czyli przykład dezintegracji. Pandemia COVID-19. Rosyjska agresja na Ukrainę. Wydarzenia te wywoływały lub nadal wywołują nostalgię za protekcjonizmem i samowystarczalnością gospodarki narodowej. Coraz częściej słychać głosy nawołujące do konieczności zapewnienia niezależności zasobowej, technologicznej czy gospodarczej. Początek pandemii i przerwane łańcuchy dostaw pod znakiem zapytania postawiły ideę kooperacji z bardzo odległymi pod względem geograficznym dostawcami. Jednocześnie zapotrzebowanie na leki i szczepionkę przeciw SARS-COV-2 sprowokowało dyskusję nad uniezależnieniem się od innych krajów w zakresie ich dostaw. Okazało się bowiem, że zapewnienie opieki medycznej obywatelom może wymagać rezygnacji z korzyści wynikających z ricardiańskiej teorii kosztów komparatywnych w celu osiągnięcia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa służby zdrowia. Wojna na Ukrainie jeszcze bardziej obnażyła podział świata na ten skupiony wokół USA i Unii Europejskiej oraz wokół Rosji i Chin. Do tego dochodzą nakładane na Rosję sankcje gospodarcze, które w sposób nieznajdujący precedensu izolują największy kraj od świata zachodniego.
Przy tym wszystkim mamy dodatkowo do czynienia z szokiem podażowym na rynkach nośników energii, który wraz modelem rosyjskiej polityki zagranicznej, opartej na dystrybuowaniu gazu i ropy, wymusza dynamizację procesu dywersyfikacji źródeł nośników energii w krajach UE. Kolejny szok podażowy dotyczy rynku żywności. Na coraz trudniejsze warunki upraw powodowane globalnym ociepleniem nałożyła się wojna, a Ukraina i Rosja odpowiadają prawie za ponad 25% światowego eksportu pszenicy. Dodatkowo Indie zakazały jej eksportu w obawie przed ryzykiem gwałtownego wzrostu inflacji. Wraz z przerwanymi łańcuchami dostaw, które również ograniczyły podaż różnego rodzaju dóbr, w tym np. komponentów wykorzystywanych w produkcji aut czy elektroniki, wzrosty cen nośników energii oraz żywności wywołały wybuch inflacji w wielu krajach. Należy się spodziewać, że znaczący wzrost cen żywności poszerzy wkrótce sferę skrajnego ubóstwa, co wraz z rosnącymi nierównościami dochodowymi i majątkowymi może powodować falę protestów przeciw obecnemu porządkowi światowemu. To wszystko skutkuje obniżaniem prognoz wzrostu PKB oraz wzrostu światowej wymiany handlowej chociażby przez Światową Organizację Handlu czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
W marcu 2022 roku w zachodnich mediach powrócił temat odwrotu od globalizacji i renesansu protekcjonizmu. Globalizacja gospodarcza wymaga zaufania na poziomie globalnym. Dzisiaj tego zaufania brakuje, a jeśli występuje, to najwyżej na poziomie międzynarodowym, np. pomiędzy USA a UE. To jednak nie wystarczy. Tym bardziej, że Rosja wskutek swoich działań skazała się na izolację gospodarczą od świata zachodniego. Dopóki ta izolacja się nie zakończy, a przynajmniej nie zostanie znacząco ograniczona, proces globalizacji może się faktycznie zatrzymać. Świat podzieli się na bloki krajów, a wymiana handlowa będzie się dokonywać przede wszystkim wewnątrz tych bloków, nie zaś pomiędzy nimi. Jeśli taki scenariusz się zrealizuje, zupełnie nowe uwarunkowania geopolityczne wymuszą daleko idące zmiany w filozofii zarządzania we współczesnym biznesie.