Od 2016 roku lokaty przynosiły realne straty, ale to może się zmienić

Prawie 25 proc. realnie stracił ktoś, kto od 2016 roku trzymał swoje oszczędności na przeciętnej lokacie. Siedem lat, kiedy lokaty nie chroniły przed rosnącymi cenami, może niedługo mieć swój kres. Ale na spektakularne zyski nie ma co liczyć.

Publikacja: 21.11.2023 13:58

Od 2016 roku lokaty przynosiły realne straty, ale to może się zmienić

Foto: Adobe Stock

Spadająca dynamika inflacji i przerwa w obniżkach stóp procentowych to informacje, które oszczędzających mogły ostatnio napawać optymizmem.  Dzięki tym zmianom po raz pierwszy od 7 lat pojawia się szansa na to, że bankowe depozyty uchronią siłę nabywczą pieniędzy  zauważa Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust. Na razie jednak kończąca się w październiku roczna lokata przyniosła 1,3-proc. stratę. Oprocentowanie przeciętnego depozytu założonego rok temu wynosiło 6,43 proc. Jak wylicza Turek, ulokowane 10 tys. zł przyniosło niecałe 521 zł odsetek (643 złotych minus 19 proc. podatku). Inflacja spowodowała jednak, że za te pieniądze można było kupić tyle, co za niecałe 9870 zł w dniu zakładania lokaty.

Zachowanie siły nabywczej

Analityk widzi jednak światełko w tunelu. W przypadku rocznych lokat zakładanych w styczniu 2023 roku, a więc tych, które kończyć się będą na początku 2024 roku, oprocentowanie ma całkiem realną szansę wyjść na prowadzenie. Przeciętne roczne lokaty zakładane na początku 2023 roku były bowiem oprocentowane na prawie 6,4 proc. Z projekcji inflacji przygotowanej przez analityków NBP wynika za to, że początek 2024 roku przyniesie inflację na poziomie 5 proc. To znaczy, że nawet po zapłaceniu podatku Belki może się okazać, że przeciętna roczna lokata przyniesie trochę ponad promil (0,14 proc.) realnego zysku. To znaczy, że odsetki wypłacane przez banki, a więc te już po opodatkowaniu, powinny być w stanie mniej więcej utrzymać siłę nabywczą pieniędzy trzymanych na przeciętnych rocznych lokatach.

Czytaj więcej

Kartę bank może wysłać nie tylko zwykłym listem

Mówimy tu jednak o szansie na zachowanie siły nabywczej.  Nie ma co liczyć na spektakularne zyski, które pozwolą po roku kupić za oszczędności z doliczonymi do nich odsetkami zauważalnie więcej niż w dniu zakładania depozytu. Nawet to byłoby już jednak zmianą rewolucyjną po 7 latach realnych strat na lokatach – stwierdza Bartosz Turek.

– Aby tak się faktycznie stało potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze, zgodnie z prognozami NBP dynamika inflacji powinna nam systematycznie spadać. Ponadto Rada Polityki Pieniężnej musi oszczędnie gospodarować obniżkami stóp procentowych. Tylko w takim przypadku tempo, w którym banki obniżają oprocentowanie lokat, będzie na tyle powolne, że oszczędzający będą mieli szanse ratować się przed destrukcyjnym działaniem inflacji za pomocą bankowych depozytów – kontynuuje.

Mroczna strona finansów

W zyski posiadaczy lokat uderzają podatki. Jeden, o którym wiedzą, to tzw. podatek Belki.  Konieczność płacenia tego podatku uszczupla odsetki, które banki przelewają z tytułu powierzania im pieniędzy. I w sumie nie ma znaczenia, czy te odsetki będą na poziomie 5 proc. czy niemal niezauważalnego promila  stwierdza Bartosz Turek.  Nawiasem mówiąc, pewnie wszyscy polscy ciułacze starają się o tym zapomnieć, ale przeciętne oprocentowanie rocznych lokat od drugiej połowy 2020 r. do niemal końca 2021 r. wynosiło właśnie od jednego do dwóch promili (0,1-0,2 proc.)  dodaje.

I przypomina, że jest jednak inna danina, która uderza w kieszenie oszczędzających, a ci przeważnie o tym nie wiedzą. Jest to podatek, który teoretycznie płacą banki od swoich aktywów, ale w praktyce jego ciężar w dużej mierze został przerzucony na oszczędzających. Jest to podatek bankowy wprowadzony na początku 2016 roku.  Niestety, banki widząc te zmianę uznały, że obniżenie oprocentowania depozytów będzie optymalnym sposobem na zdobycie środków na zapłatę tej daniny. W efekcie po kieszeni dostali deponenci – podkreśla Turek.

Jak zauważa, nie jest przypadkiem, że właśnie na przełomie lat 2015/16 zaczął się mroczny czas realnych strat na lokatach.  Już bowiem przeciętne depozyty zakładane w styczniu 2016 roku nie były w stanie uchronić oszczędności przed destrukcyjnym działaniem inflacji. Co więcej, stan ten trwa i trwać będzie najpewniej co najmniej do końca bieżącego roku. W tym czasie osoby trzymające swoje oszczędności w bankach sporo realnie straciły – po części przez spadek oprocentowania lokat, ale w szczególności przez inflację  podsumowuje analityk HRE Investment Trust.

Spadająca dynamika inflacji i przerwa w obniżkach stóp procentowych to informacje, które oszczędzających mogły ostatnio napawać optymizmem.  Dzięki tym zmianom po raz pierwszy od 7 lat pojawia się szansa na to, że bankowe depozyty uchronią siłę nabywczą pieniędzy  zauważa Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust. Na razie jednak kończąca się w październiku roczna lokata przyniosła 1,3-proc. stratę. Oprocentowanie przeciętnego depozytu założonego rok temu wynosiło 6,43 proc. Jak wylicza Turek, ulokowane 10 tys. zł przyniosło niecałe 521 zł odsetek (643 złotych minus 19 proc. podatku). Inflacja spowodowała jednak, że za te pieniądze można było kupić tyle, co za niecałe 9870 zł w dniu zakładania lokaty.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Oszczędności
Choć ceny wciąż rosną, inflacji boimy się coraz mniej
Oszczędności
Polacy starają się oszczędzać, ale oni tego nie robią
Oszczędności
Coraz więcej młodych Polaków oszczędza. W co lokują pieniądze?
Oszczędności
Jak oszczędzają Niemcy. Gdzie trzymają pieniądze
Oszczędności
Gotówka i Biuro Rzeczy Znalezionych. Znalazca może zostać opodatkowany