Teza ta, obok drugiej fundamentalnej dla mnie zasady, że to jedynie dzięki pracodawcom możemy zbudować silny III filar systemu emerytalnego stanowi podstawę mojego „emerytalnego światopoglądu". Ale jeżeli mam rację, to musiałbym również przyznać, że w najbliższych latach dobrowolny filar emerytalny nie ma większych szans na szybki rozwój.
Na horyzoncie wciąż nie widać determinacji rządu do wprowadzania zachęt podatkowych, które skusiłyby inwestorów (i pośrednio pracodawców) do oszczędzania, z drugiej strony bez tych zachęt trudno oczekiwać od firm, że bardziej aktywnie zainteresują się pracowniczymi planami emerytalnymi. Czy w takim razie oznacza to, że jesteśmy skazani na kolejne lata raczej powolnego wzrostu popularności planów emerytalnych? Tego typu „mało optymistyczny" scenariusz oczywiście może się zrealizować, jednak uważam, że są szanse, że tak się nie stanie. Po pierwsze mimo wszystko wierzę, że już w najbliższych miesiącach rozpocznie się w Polsce publiczna dyskusja o tym jak powinien wyglądać system zachęt podatkowych, które z nich mogą rzeczywiście stymulować oszczędności emerytalne, a które takich efektów nie zapewnią. Przyjmując jednak, że tak się wcale nie musi stać (albo, że będziemy na to jednak musieli nieco dłużej poczekać) to wskażę na inny argument, który przemawia za bardziej optymistyczną (a właściwie „umiarkowanie optymistyczną") wersja wydarzeń.
Argumentem takim może się okazać sytuacja otwartych funduszy emerytalnych i ostateczny efekt naszych decyzji o kontynuowaniu opłacania składek do OFE. I nie mam tutaj wcale na myśli efektu tych decyzji dla samych OFE, sytuacji ZUS, czy szerzej finansów publicznych. Uważam bowiem, że niezależnie od tych efektów dla III filara znacznie ważniejszy jest fakt, że po raz kolejny w przestrzeni publicznej przebije się informacja, że niezależnie od tego co dzisiaj zrobimy z obowiązkową częścią naszych emerytur, aby zapewnić sobie w miarę przyzwoity standard życia w przyszłości niezbędne jest dodatkowe oszczędzanie.
A że właśnie w taki sposób myśli już znaczna część z nas potwierdzają badania opinii publicznej. Dla przykładu z badania przeprowadzonego stosunkowo niedawno przez Swiss Re (Swiss Re – European Insurance Report 2012. Spotlight Poland) wynika, że mamy w Polsce najniższy w Europie wskaźnik zaufania do Państwa jako płatnika naszych przyszłych emerytur. Jedynie 20% Polaków wierzy, że Państwo będzie w stanie wypłacać emerytury wszystkim Polakom nie tylko teraz, ale również za 10 lat. Dla porównania średnia dla wszystkich 15 krajów uczestniczących w badaniu wyniosła blisko 50%, a najwyższy poziom zaufania do własnego Państwa odnotowano w Norwegii (blisko 70%), w Danii i Turcji (ponad 60%). Choć z drugiej strony z szeregu innych badań (np. CBOS z 2008 i 2013) wynika, że ok. 70% Polaków oczekuje, że to właśnie Państwo powinno dbać o to, aby obywatele mieli „zapewnione zabezpieczenie na starość".
Choć obie opinie wydają się być wzajemnie sprzeczne to sądzę, że sprzeczność tą można stosunkowo łatwo wyjaśnić. Z jednej strony mamy powszechne oczekiwanie (zabezpieczenia starości), z drugiej zaś małą wiarę, że tak się właśnie stanie. To właściwy grunt do tego, aby przynajmniej ci, których stać na oszczędzanie zdecydowali się zacząć to robić teraz. Nawet jeżeli tego typu przekaz (świadomość zagrożeń) dotrze do 5% osób decydujących dzisiaj o swoich składkach do OFE to oznaczać to będzie, że dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy osób (a może więcej?) zacznie poszukiwać rozwiązań, produktów inwestycyjnych i doradztwa w tym zakresie. A jeżeli tak się właśnie stanie to gdzie będą poszukiwać wsparcia?