- Wypowiedź wiceminister finansów Izabeli Leszczyny o wzroście długu publicznego o 146 mld zł w przypadku cofnięcia zmian w OFE sugeruje, że jakiekolwiek działania rządu, niezależnie od tego, czy zgodne z Konstytucją czy nie, nie powinny być cofane, o ile tylko skala bieżących korzyści dla finansów publicznych jest wystarczająco duża. Sytuacja finansów publicznych nie jest aż tak trudna, by można było ją poprawić tylko za pomocą przejęcia oszczędności Polaków - pisze Dawid Samoń z fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Na początku lutego 51,5 proc. środków zgromadzonych w OFE trafiło do ZUS. Transfer wymusiła rządowa ustawa emerytalna. Następnie umorzono przejęte przez ZUS obligacje Skarbu Państwa, co za pomocą księgowego zabiegu, obniżyło jednorazowo jawny dług publiczny o około 134 mld zł. Pozostałe 19 mld zł przeznaczono na finansowanie bieżącej wypłaty świadczeń przez FUS. Drugą stroną tych operacji był wzrost ukrytego długu publicznego o ok. 150 mld zł.
Zarówno sama ustawa, jak i sposób jej uchwalania wzbudzają zasadnicze wątpliwości natury konstytucyjnej. Obecnie rząd podkreśla, że ewentualne zakwestionowanie ustawy przez Trybunał Konstytucyjny oznaczałoby znaczny wzrost długu publicznego w 2014 r. o blisko 146 mld zł. Zdaniem wiceminister finansów Izabeli Leszczyny konieczne byłoby wówczas drastyczne zacieśnienie polityki fiskalnej.
Według Dawida Samonia twierdzenie Ministerstwa Finansów zawiera kilka manipulacji. Jak pisze autor analizy po pierwsze, cofnięcie zmian nie oznaczałoby, że dług publiczny wzrośnie o 146 mld zł, ale powróci do poziomu sprzed zabiegu księgowego jakim było przejęcie przez ZUS oszczędności emerytalnych.
- Po drugie, kierując się tym rozumowaniem, czemu nie przejąć 51,5 proc. oszczędności Polaków zgromadzonych na depozytach bankowych? Cofnięcie takiego działania, np. na skutek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności z Konstytucją, oznaczałoby wzrost długu o 256 mld zł. Byłoby to ponad 100 mld zł więcej niż w przypadku OFE – wedle logiki Ministerstwa Finansów, ze względu na skalę spadku długu publicznego, takie hipotetyczne zmiany tym bardziej nie powinny zostać cofnięte. A polski rząd mógłby się wtedy pochwalić, że dług publiczny spadł aż do 42 proc., a nie tylko do 49,9 proc. PKB. W końcu Polska miałaby niższy dług publiczny, od często przywoływanych przez stronę rządową, Czech i mogłaby liczyć, zgodnie z argumentacją rządzących, na spadek oprocentowania obligacji Skarbu Państwa przynajmniej do poziomu czeskiego - tłumaczy Samoń.