Na zbyt hojne zasady waloryzowania składek zapisanych na dwóch kontach 9 indywidualnym i subkoncie) zwracają ostatnio uwagę ekonomiści skupieni w Komitecie Obrony Bezpieczeństwa Emerytalnego. Przedstawili je w swoim Kontrraporcie Obywatelskim wobec rządowego Przeglądu Emerytalnego.
Przypomnieli, że pierwotne zasady trzymania w ryzach finansowych waloryzacji składek zostały zmienione w 204 roku nowelizacją ustawy o emeryturach i rentach z FUS. - Do tego czasu nie waloryzowano składek, ale obowiązywała reguła, która dosyć skutecznie zapobiegała zbyt swobodnemu dryfowaniu przyszłych zobowiązań ZUS i rozdawaniu nieuzasadnionych obietnic. – tłumaczy Maciej Bitner. I przypomina, iż waloryzacja składek zależała w 25 proc. od stopy inflacji oraz w 75 proc. od nominalnej zmiany sumy zbieranych przez ZUS składek emerytalnych. (a więc od jej wzrostu lub spadku). Jeśli inflacja osiągnęłaby 2 proc., a suma składek spadłaby o 1proc., to waloryzacja byłaby ujemna, czyli mimo inflacji spowodowałaby nominalny ubytek w zapisach na koncie w ZUS.
Zaś nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach z FUS z 2004 roku zmieniła formułę waloryzacji składek. - Pierwsza zmiana polegała na zastąpieniu kombinacji 25 proc. wskaźnika inflacji i 75 proc. wskaźnika wzrostu nominalnej sumy składek przez drugi z tych wskaźników z wagą 100 proc.. Ważniejsze są jednak dwie inne zmiany, zrywające w pierwszym filarze bezpośredni związek między makroekonomicznymi strumieniami wpłat i wypłat. Zapisano, iż w wyniku waloryzacji stan konta nie może ulec obniżeniu oraz wskaźnik waloryzacji składek nie może być niższy niż wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych.
- Ten pozornie niewielki szczegół może mieć poważne konsekwencje dla przyszłych podatników. W horyzoncie 40-50 lat różnice w skumulowanej skali waloryzacji stanu kont mogą wynosić 10 pkt proc. Dotychczasowa (1999-2012) indeksacja stanu kont w ZUS była średniorocznie o ok. 0,8 pkt proc. wyższa od rentowności obligacji skarbowych. Oznacza to, że zobowiązania emerytalne w ZUS tworzą większą presję na wzrost wydatków publicznych niż koszty obsługi długu rynkowego. A to oznacza, że w systemie emerytalnym są składane obietnice bez pokrycia i iż po demontażu II filara nasze emerytury będą w jeszcze większym stopniu niż dotychczas zależne od polityków, a nie od siły i możliwości gospodarki. – tłumaczy Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku SA.
Ekonomiści skupieni w KOBE zwracają uwagę na, jak to nazywają „szampańskie" waloryzacje składek z lat 2007-2009, które zwiększyły zobowiązania ZUS o 40,7 proc., podczas gdy wzrost funduszu płac w tym czasie wyniósł 35 proc., zaś wzrost nominalnego PKB - 26,7 proc.