Minister finansów chce ograniczyć OFE możliwość inwestowania zagranicą. W co pana zdaniem powinny inwestować OFE, po wprowadzeniu zakazu zakupu obligacji państwa?
Większość środków powinna być inwestowana w kraju. Oprócz akcji na giełdzie papierów wartościowych powinna być też możliwość inwestowania w cały szereg instrumentów dłużnych czy nawet udziałowych, które by np. finansowały inwestycje infrastrukturalne, czyli obligacje infrastrukturalne, kolejowe, drogowe, emitowane przez BGK, emitowane przez spółkę Polskie Inwestycje Rozwojowe. Co więcej, te obligacje o których mówię, mają z natury znacznie mniejszą zmienność niż część akcyjna więc będą stabilizować wyniki OFE. Bez tego...
...OFE staną się ruletką?
Nie, ponieważ stopa zwrotu z inwestycje giełdowych w długim okresie generalnie rośnie szybciej niż PKB mimo, że stanowisko rządu w tej sprawie jest akurat inne.
No właśnie, nie razi pana jako ekonomistę porównywanie waloryzacji w ZUS z wynikami inwestycyjnymi OFE?
To są skróty myślowe. Z punktu widzenia emeryta nie jest ważne, czy wysokość emerytury to wynik inwestowania czy waloryzacji, ważne jest, aby te pieniądze były pewne. Ważne jest więc bezpieczeństwo emerytur, a co do tego, czy uda się utrzymać takie tempo waloryzowania kapitału jak dotychczas, są wątpliwości, ponieważ jest nas coraz mniej i coraz mniej z nas pracuje. Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby minister finansów powiedział, że obligacje skarbowe są mniej pewne niż zapisy w ZUS. W końcu to minister finansów sprzedaje te obligacje inwestorom...
Jest jeszcze sprawa długu ukrytego i jawnego...
Oczywiście. Likwidacja części obligacyjnej OFE oznacza, że spadną nam obecne zobowiązania jawne, a wzrosną zobowiązania przyszłe, te niejawne. Innymi słowy już wiemy, że budżet będzie musiał w przyszłości ponosić większe ciężary. Z drugiej strony, budżet będzie miał większe dochody, ponieważ teraz nie będzie musiał obsługiwać obligacji, które zostaną umorzone, a dodatkowo wzrośnie składka do ZUS, bo część Polaków zrezygnuje z OFE i przeniesie składki do ZUS. Ale pamiętajmy, że idea reformy z 1999 r. roku był taka, że oddzieli system częściowo od budżetu, by uniezależnić go od polityków. Okazało się, że to jest nie do udźwignięcia. Na skutek tego, że nie robiono koniecznych reform przez lat 13, przejedzono prywatyzacyjne pieniądze, jesteśmy teraz w takiej sytuacji, że utrzymanie dotychczasowego systemu OFE wymagałoby w tej chwili wielkich wyrzeczeń w roku 2013, 2014, 2015 i latach kolejnych. Dlatego teraz najprościej jest powiedzieć, że OFE są złe.
Trzy miesiące wystarczą Polakom, żeby mogli podjąć świadomą decyzję: wybrać OFE czy ZUS?
To może być zbyt krótki okres, żeby w ogóle zapoznać się z ostatecznym kształtem ustawy. Póki co nie mamy jeszcze jej projektu.
Minister finansów mówił, że jak ktoś jest patriotą, to powinien przenieść się do ZUS.
Nie komentuję tych wypowiedzi. Minister finansów jest osobą która często w taki barwny sposób uzasadnia swoje tezy.
Nie martwi pana fakt, że dług publiczny przekroczył nam 55 procent PKB?
Oczywiście, że mnie to niepokoi, ale to jest również wynik tego, że nowelizujemy budżet, zwiększamy deficyt, luzujemy troszkę politykę fiskalną. Mamy też wolniejszy wzrost PKB, co powoduje, że relacja długu do PKB w tym roku się zwiększa.
Czy pan się już czuje bardziej politykiem niż ekonomistą?
Nie czuję się bardziej politykiem niż ekonomistą. Chociaż w momentach, w których dochodzi do konfliktu interesów trzeba wybierać te, które są zgodne z wartościami kraju. Staram się jednak, aby moja działalność polityczna była zgodna z przekonaniami ekonomicznymi.
Czy z OFE będzie miał pan właśnie taki dylemat?
Wszystko będzie zależało od tego, jaki będzie kształt propozycji rządowej. Zmiany w OFE są jak najbardziej dopuszczalne i celowe, ale powinna spełniać pewne warunki. Po pierwsze powinna być przejściowa, czyli to nie powinna być likwidacja OFE. W tej sprawie w całej PO są różne opinie. Jestem zdania, że OFE powinny zostać, natomiast biorę pod uwagę argument, że budżet jest obecnie w tak trudnej sytuacji, że można rozważać czasowe zawieszenie systemu, aby później do niego wrócić. To jest możliwe, ale nie ma takiego planu. Po drugie, chodzi o zwiększenie efektywności systemu, np. poprzez obniżenie opłat, stworzenie zewnętrznych benchmarków i ochrona zgromadzonego kapitału w okresie przedemerytalnym.
Czy jest coś takiego, co mogłoby się znaleźć w ustawie, co byłoby dla Pana nie do przyjęcia?
Z pewnością, ale nie chcę spekulować co by takiego było. Całkowitej likwidacji OFE pod pretekstem, że one są złe, nie mógłbym poprzeć. Nie oznacza to obrony dotychczasowej polityki OFE, bo już powiedziałem, że mam do niej bardzo dużo zastrzeżeń.
Jest też dużo wątpliwości prawnych związanych z umorzeniem środków w OFE, dotyczących choćby ochrony własności.
OFE twierdzą, że mają własność majątku, ale to nie jest do końca prawda, ponieważ nie mogą zamienić akcji i obligacji na gotówkę i komuś tego oddać. W ślad za tym idzie przeniesienie zobowiązań. Widzę tutaj rzeczywiście pewne wątpliwości, ale nie jestem prawnikiem i dlatego powstrzymam się z dalszymi opiniami do wysłuchania opinii specjalistów albo Trybunału Konstytucyjnego.
Był Pan w RPP z Bogusławem Grabowskim, który jako członek Rady Gospodarczej przy Premierze głośno krytykuje OFE. Nie zaskakuje pana tak radykalna zmiana jego poglądów na OFE.
Zaskakuje mnie, ale znam Bogusława Grabowskiego i wiem, że jest człowiekiem, który lubi być radykalny w tym co robi, więc jak mu się przestały podobać OFE, to nagle stał się ich największym krytykiem. To jest oczywiście zaskoczenie bo Grabowski był jednym z ludzi którzy bardzo namawiali do tej reformy i uważali, że jest potrzebna i konieczna. Teraz przyznaje, że w tej sprawie zmienił diametralnie zdanie. Choć może to nie jest ostatnie słowo Grabowskiego, może za 3 lata czy za 5 znowu zmieni zdanie.
Jest Pan jednym z ostatnich orędowników wejścia Polski do eurolandu, pozostałych na placu boju. Czy bardzo pana boli zarzucenie przez rządzących tych planów?
Oczywiście uważam, że powinniśmy przystąpić do stref euro. Z wielu badań, także tych które sam prowadzę wynika, że to jest korzystne dla polskiej gospodarki, korzystne dla polskich przedsiębiorstw i dla polskich rodzin. I odwlekanie tego oznacza konkretne straty rzędu 1-1,5 procent PKB rocznie. Tyle kosztuje nas posiadanie własnej waluty. Ale wiem, że nie ma możliwości, abyśmy za rok czy dwa wstąpili do eurolandu, z powodów formalno-prawnych - ten proces zajmuje kilka lat. A główna sprawa to jest oczywiście zmiana konstytucji bez której w ogóle nie ma co zaczynać tego procesu. Póki co, nie mamy wymaganej większości konstytucyjnej w Sejmie, żeby to zrobić.