W ramach dyskusji o kapitałowym systemie emerytalnym pojawia się argument, że przejmując aktywa OFE, Skarb Państwa – a tym samym całe społeczeństwo – zyskuje, gdyż obniża w ten sposób poziom długu. I przede wszystkim koszty obsługi z nim związane. Innymi słowy im niższy kasowy dług dzisiaj, tym niższe koszty jego obsługi i tym lepiej dla całego społeczeństwa. A jak wiadomo, długiem ukrytym (czyli zobowiązaniami wobec przyszłych pokoleń) rynki finansowe się nie przejmują, gdyż ważne są realne przepływy, a nie przyszłe zobowiązania.
Na tej zasadzie można jednak dojść do absurdu. Wyobraźmy sobie, że obecnie zatrudnionym urzędnikom państwowym proponujemy rozwiązanie polegające na obniżeniu wynagrodzeń o 10 proc., jednocześnie dając im możliwość o 3 lata wcześniejszego przechodzenia na emeryturę. Albo jeszcze lepiej: oferować certyfikat wcześniejszej emerytury nieklasyfikujący się do długu publicznego. Kwota zaoszczędzona w wyniku obniżki wynagrodzeń byłaby tożsama z kosztem wypłat wcześniejszych emerytur. Podobnie za ciosem można by pójść również z nauczycielami i innymi pracownikami szeroko rozumianej sfery budżetowej. Efekt makro byłby pokaźny, można by obecny dług publiczny obniżyć o 1 proc. PKB i tym samym zredukować koszty jego obsługi. Idąc tym torem, należałoby jeszcze odłożyć w czasie płatności z tytułu projektów infrastrukturalnych, po to, aby bieżący dług mógł być niższy. Czyli im więcej płatności przerzucamy na przyszłość, tym mniejsze koszty dla obecnie pracujących. Takie fiskalne perpetuum mobile, nieprawdaż?
Oprócz bieżących kosztów długu innym istotnym elementem jest wpływ OFE na rynek kapitałowy. I nie chodzi o to, jak utworzenie kapitałowej części systemu wpłynęło na rozwój rynku, ale o to, jaki wpływ miałaby jej likwidacja. Czym innym jest bowiem analiza stanu zastanego, a czym innym teoretyczne rozważania, jak lepiej można byłoby tworzyć system kapitałowy 15 lat temu. Dzisiaj OFE mają 20 proc. kapitalizacji giełdy (dla porównania przed likwidacją systemu kapitałowego na Węgrzech fundusze emerytalne miały odpowiednio tylko 3 proc.). Mają udziały w ponad 300 spółkach notowanych na GPW, z czego w 80 ponad 20-procentowy udział. W przypadku przeniesienia akcji zarządzanych dziś przez OFE do ZUS, nawet w wariancie, w którym PTE nimi dalej przez jakiś czas zarządzają, byłoby to przejęciem części kontroli w spółkach przez państwo.
Byłaby to zasadnicza zmiana zasad gry i de facto zwiększenie udziału państwa w gospodarce. Nie można też zapominać o tym, że w swych portfelach OFE mają 30 mld złotych obligacji korporacyjnych, które w przypadku nacjonalizacji musiałyby znaleźć nowego nabywcę lub też stałyby się niespłacalne. Nie wspominając o ofertach publicznych, w których fundusze emerytalne grały pierwsze skrzypce, i już same zapowiedzi likwidacji OFE doprowadziły do wstrzymania kilku debiutów.
Firma, która wchodzi na giełdę, ma zwykle plany inwestycyjne, które w przypadku niepowodzenia debiutu nie będą realizowane. Naprawdę ciężko wyobrazić sobie scenariusz, w którym likwidacja lub nawet zasadnicze ograniczenie OFE nie doprowadzi do marginalizacji rynku kapitałowego. Wniosek z tego taki, że likwidacja OFE kosztów obsługi długu nie obniży, a na pewno zniszczy rynek kapitałowy w Polsce.