Niektórzy budują, inni burzą drugi filar

Polska to niejedyny kraj regionu wprowadzający zmiany w systemie emerytalnym. Część rządów drugi filar dopiero wprowadza, inni go reformują lub ograniczają, a niektórzy faktycznie likwidują.

Publikacja: 27.06.2013 02:58

Węgierski premier Viktor Orban przeprowadził faktyczną nacjonalizację OFE.

Węgierski premier Viktor Orban przeprowadził faktyczną nacjonalizację OFE.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Podczas debaty nad kształtem polskiego systemu emerytalnego często można było usłyszeć z ust ekspertów ostrzeżenia przed węgierskim przykładem. Centroprawicowy rząd kierowany przez Viktora Orbana zdecydował się bowiem na faktyczną nacjonalizację aktywów OFE.

W 1998 r. wprowadzono na Węgrzech podobną reformę emerytalną jak w Polsce. Obok państwowego zakładu ubezpieczeń społecznych powstały prywatne fundusze emerytalne, do których przynależność była obowiązkowa. W 2010 r.  wybory parlamentarne miażdżącą większością wygrała partia Fidesz Viktora Orbana. Nowy rząd w ciągu kilku miesięcy przygotował rewolucyjne zmiany w systemie emerytalnym. Klientom OFE dano wybór: albo zgodzą się na to, by na początku 2011 r. ich  środki zostały przeniesione z drugiego do pierwszego filaru, albo stracą prawo do państwowej emerytury. W efekcie węgierskie OFE straciły aż 97 proc. klientów. Faktyczna nacjonalizacja funduszy sprawiła, że do państwowej kasy trafiło ok. 2,8 bln forintów (około 42 mld zł), które poszły m.in. na pokrycie deficytu w budżecie węgierskiego odpowiednika ZUS. To zostało fatalnie przyjęte przez inwestorów, ale rząd Orbana nie poniósł z tego powodu żadnych politycznych konsekwencji. W lutym 2013 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu nie dopatrzył się w tej faktycznej nacjonalizacji pogwałcenia prawa do własności prywatnej. Część niemieckich instytucji finansowych naciskała na oficjeli z Brukseli i Berlina, by Węgry zostały ukarane, ale Viktor Orban łatwo się wybronił, wskazując, że w wielu krajach UE nie ma drugiego filaru systemu emerytalnego.

Do częściowej nacjonalizacji doszło w 2010 r. w Bułgarii, gdzie przelano z drugiego do pierwszego filara środki należące do ludzi przechodzących na emeryturę do 2014 r. (czyli około 20 proc. aktywów OFE).

Na Słowacji w latach 2008 i 2009 dano możliwość przejścia członkom drugiego filaru do systemu repartycyjnego. Skorzystało z tego 5–10 proc. klientów OFE. Od 2008 r. Słowacy wchodzący na rynek pracy są automatycznie przypisywani do pierwszego filaru, a wejście do drugiego wymaga dodatkowej deklaracji. Obniżono również składkę idącą do OFE. Na obniżkę składek przekazywanych do drugiego filaru zdecydowały się w czasie kryzysu również Litwa, Łotwa i Estonia.

Są jednak państwa, które przyjęły zupełnie inne podejście do reformy systemu emerytalnego. W Czechach od 2013 r. funkcjonuje drugi filar emerytalny. Uczestnictwo w OFE jest tam jednak całkowicie dobrowolne. Część składki do drugiego filaru jest przekazywana z pierwszego filaru, część wpłaca sam pracownik. Reforma ta została wprowadzona przez centroprawicowy rząd Petra Neczasa, czyli gabinet, który jakiś czas temu upadł w wyniku wielkiej afery korupcyjnej. Zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych nie zostały dobrze przyjęte przez czeskie społeczeństwo, a opozycyjni socjaldemokraci zapowiadają, że po zdobyciu władzy zlikwidują drugi filar emerytalny.

W 2008 r. prywatne fundusze emerytalne zostały wprowadzone w Rumunii. Kryzys gospodarczy sprawił jednak, że kolejne rządy uznały, że docelowa składka do drugiego filaru będzie wynosiła w 2016 roku 4 proc., a nie 6 proc., jak pierwotnie planowano.

Do wprowadzenia systemu emerytalnego podobnego do tego, jaki dotąd funkcjonuje w Polsce, przygotowuje się Gruzja. – Mamy szansę wziąć z polskiego wzorca to co najlepsze. Badaliśmy również systemy emerytalne ośmiu innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, a także regionu Kaukazu i muszę przyznać, że polski system wyróżnia się zdecydowanie pozytywnie na tle innych przez nas porównywanych pod względem jego zaawansowania oraz dobrze rozwiniętej infrastruktury – mówił w niedawnym wywiadzie dla „Rz" Giorgi Kwirikaszwili, gruziński minister gospodarki i zrównoważonego rozwoju.

Podczas debaty nad kształtem polskiego systemu emerytalnego często można było usłyszeć z ust ekspertów ostrzeżenia przed węgierskim przykładem. Centroprawicowy rząd kierowany przez Viktora Orbana zdecydował się bowiem na faktyczną nacjonalizację aktywów OFE.

W 1998 r. wprowadzono na Węgrzech podobną reformę emerytalną jak w Polsce. Obok państwowego zakładu ubezpieczeń społecznych powstały prywatne fundusze emerytalne, do których przynależność była obowiązkowa. W 2010 r.  wybory parlamentarne miażdżącą większością wygrała partia Fidesz Viktora Orbana. Nowy rząd w ciągu kilku miesięcy przygotował rewolucyjne zmiany w systemie emerytalnym. Klientom OFE dano wybór: albo zgodzą się na to, by na początku 2011 r. ich  środki zostały przeniesione z drugiego do pierwszego filaru, albo stracą prawo do państwowej emerytury. W efekcie węgierskie OFE straciły aż 97 proc. klientów. Faktyczna nacjonalizacja funduszy sprawiła, że do państwowej kasy trafiło ok. 2,8 bln forintów (około 42 mld zł), które poszły m.in. na pokrycie deficytu w budżecie węgierskiego odpowiednika ZUS. To zostało fatalnie przyjęte przez inwestorów, ale rząd Orbana nie poniósł z tego powodu żadnych politycznych konsekwencji. W lutym 2013 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu nie dopatrzył się w tej faktycznej nacjonalizacji pogwałcenia prawa do własności prywatnej. Część niemieckich instytucji finansowych naciskała na oficjeli z Brukseli i Berlina, by Węgry zostały ukarane, ale Viktor Orban łatwo się wybronił, wskazując, że w wielu krajach UE nie ma drugiego filaru systemu emerytalnego.

Materiał Partnera
Zainwestuj w przyszłość – bez podatku
Materiał Partnera
Tak możesz zadbać o swoją przyszłość
Emerytura
Wypłata pieniędzy z PPK po 2 latach oszczędzania. Ile zwrotu dostaniemy
Emerytura
Autozapis PPK 2023. Rezygnacja to dobry pomysł? Eksperci odpowiadają
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Emerytura
Emeryci ograniczają wydatki. Mają jednak problemy z długami