Dlaczego Pan broni funduszy emerytalnych?
Trzeba odróżnić dwie różne rzeczy — fundusze o nazwie OFE oraz oszczędności emerytalne 16 mln Polaków, które są tam zgromadzone. Zamysł propagandowy, realizowany już dwa lata temu i dziś powtarzany, zwłaszcza przez ministra Rostowskiego, polega na tym by zdemonizować fundusze, tak żeby ludzie nie dostrzegli, że prawdziwym celem tej akcji jest zabranie im emerytalnych pieniędzy lub dalsze ograniczenie wpłat, powiększających ich oszczędności. Interesujące będzie, ile ludzi da się na to nabrać. Dużo będzie zależeć od mediów. To jest test na to, jakie mamy społeczeństwo obywatelskie. Tu chodzi o zasadnicze kwestie. Po pierwsze - o przyzwoitość w debacie publicznej. Po drugie – co politycy wybiorą: czy kolejny skok na emerytalne pieniądze czy też szybsze reformy dzięki którym Polsce nie groziłoby tak mocne spowolnienie gospodarcze? Stawka jest więc ogromna.
Ale ta kampania propagandowa rządu przynosi efekty. Coraz więcej ludzi zaczyna negatywnie oceniać OFE...
Kampanie negatywne przy słabym przeciwdziałaniu mogą tryumfować. Dlatego trzeba demaskować główne przekłamania. Demonizacja OFE ma tworzyć wrażenie, że są to takie brzydkie instytucje, w związku z tym jak wam zabierzemy stamtąd pieniądze to będzie dla was dobrze. Co więcej te zabieranie pieniędzy też ma się realizować pod fałszywym hasłem, że to jest tylko „przekaz" z II filaru, czyli z OFE, do I filaru, czyli ZUS. To ma sugerować, że w I filarze też są inwestowane jakieś pieniądze. Tymczasem w ZUS, w odróżnieniu od OFE, niczego się nie inwestuje, tylko natychmiast wydaje. Trzeba stale demaskować te propagandowe triki.
To jak by Pan ocenił pomysł ministra Rostowskiego przekazania części oszczędności do ZUS?