OECD przeprowadziło symulację możliwych zwrotów dla pracowników odkładających 5 proc. swoich wynagrodzeń przez okres 40 lat w portfelu składającym się w 60 proc. z akcji i w 40 proc. z obligacji.
W USA stopa zastąpienia (czyli procentowa wartość świadczenia emerytalnego w odniesieniu do wysokości ostatniego wynagrodzenia przed przejściem na emeryturę) osiągnęła szczytową wartość w okresie boomu dotcomów i wynosiła 50 proc. Ci, którzy przechodzili na emeryturę 10 lat później, mogli już liczyć tylko na 20 proc. Osoby, które urodziły się za późno, mogły mówić o prawdziwym pechu. Różnice są jeszcze większe w Wielkiej Brytanii, gdzie wskaźnik ten spadł z 70 proc. w 1990 r., do obecnych 35 proc. W Japonii – z 70 proc. w późnych latach 80-tych, do 10 proc. dzisiaj. Jeżeli chcecie zobaczyć, jaki jest świat niskich emerytur, niskiej inflacji dla emerytów – wpadnijcie do Tokio. Możliwe zwroty są najniższe w stuleciu.
Czy można coś z tym zrobić? Fundusze „cyklu życia" (life-cycle), które zmieniają strukturę aktywów koszyka oszczędności na korzyść obligacji kosztem akcji w miarę, jak zbliża się wiek emerytalny ich członków, eliminują to ryzyko. Ale musimy wtedy oszczędzać więcej i dłużej. Inna symulacja pokazuje prawdopodobieństwo uzyskania oczekiwanego współczynnika zastąpienia zależnie od wysokości wpłat i okresu inwestowania. Przyjmijmy modelowy, państwowy plan emerytalny, a za cel obieramy 30 proc. ostatnich zarobków. Jeżeli uczestnik oszczędza 10 proc. wynagrodzenia przez 40 lat, ma 92 proc. szans uzyskania tego wyniku. Jeżeli oszczędza 5 proc. przez 20 lat, to jego szanse maleją do 3 proc..
Natomiast jeżeli w kraju państwowy system emerytalny jest ograniczony, a celem pracownika jest 70 proc. ostatniego wynagrodzenia, to nawet odkładanie 10 proc. przez 40 lat da jedynie 53 proc. szans na sukces (a 5 proc. przez 20 lat daje 0,1 proc.).
Naturalnie – kiedy już posiadamy odpowiedni kapitał emerytalny, pada pytanie, co z nim zrobić na emeryturze. Brytyjczycy kupują renty dożywotnie, ale Amerykanie ich nie lubią. Mają ku temu dobry powód – są to drogie i mało transparentne instrumenty. Z drugiej strony – ryzykują to, że oszczędności skończą im się przed śmiercią. Jedną z opcji jest przeznaczyć część portfela na renty o zmiennym cyklu, uruchamiane np. około 85. roku życia. Jest to bardziej elastyczne rozwiązanie niż wiązanie kapitału ze stałą rentą od razu. Co oczywiste, dożywotnia renta 85-latka będzie znacznie wyższa niż osoby 65-letniej. Ryzyko jest takie, że ktoś może nie dożyć aż 85. roku życia. Ale warto myśleć o tym jak o ubezpieczeniu na wypadek długiego życia.