Reklama
Rozwiń

Wiek emerytalny

Uchwalone właśnie podwyższenie wieku emerytalnego zachęca do refleksji nad jego naturą. Czy rzeczywiście potrzebujemy jakiegokolwiek wieku emerytalnego, czy nie można zdać się na wybór pracowników-uczestników systemu?

Publikacja: 02.10.2012 14:48

Michał Rutkowski, dyrektor w Banku Światowym odpowiedzialny za Rosję

Michał Rutkowski, dyrektor w Banku Światowym odpowiedzialny za Rosję

Foto: Archiwum

Red

W polskim systemie emerytalnym opłaca się przechodzić na emeryturę później. Jeżeli więc przechodzenie na emeryturę później leży w interesie pracowników, to dlaczego ich do tego zmuszać? Na ustaleniu jednej obowiązkowej granicy 67 lat stracą ci, którzy mają uzasadnione powody rodzinne lub zdrowotne, by przejść na emeryturę wcześniej. Dlaczego więc nie pozwolić pracownikom na wybór?

Najczęstsza odpowiedź, jaka pada na to pytanie, to że obywatele pozostawieni sami sobie dokonają wyborów nieracjonalnych: pójdą na emeryturę jak najwcześniej się da, skazując się na wegetację. Takich obaw jednak nie potwierdzają najnowsze dane o przechodzeniu na emeryturę. Coraz więcej osób decyduje się pracować dłużej.

W stosunku do 2008 roku kolejarze pracują dłużej o 3 lata, nauczyciele o 2 lata , a górnicy o pół roku. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś zlekceważy swój interes i zdecyduje się przejść na emeryturę od razu w momencie osiągnięcia minimalnego wieku?

Wiek emerytalny to ustawowa granica po przekroczeniu której należy się emerytura od państwa. Nowa ustawa prowadzi do stopniowego podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat oraz jego zrównaniu dla kobiet i mężczyzn. Dodatkowo, co najmniej na kilka lat dotychczasowa waloryzacja procentowa (podnoszenie co roku wartości świadczenia o inflację oraz 20% realnego wzrostu płac) zostanie zastąpiona kwotową (podniesienie wszystkich świadczeń o stałą kwotę).

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wcale nie tak wiele. Dłuższy czas opłacania składek oznacza przecież wyższe świadczenia - zostaną one wprawdzie odroczone o kilka lat, ale później ZUS będzie musiał wypłacić emerytom więcej. Zmiana sposobu rewaloryzacji zaś będzie miała efekty głównie redystrybucyjne - skorzystają na niej biedniejsi emeryci, a stracą bogatsi. Jeśli bez zmian pozostanie średnie tempo rewaloryzacji świadczeń, budżet na tym nie skorzysta.

Głównym argumentem, który przedstawia się na rzecz wyższego wieku emerytalnego jest to, że na skutek jego podwyższenia ludzie będą zmuszeni dłużej pracować. To zaś będzie oznaczać płacenie przez nich dłużej składek nie tylko emerytalnych (które, jak powiedzieliśmy, wracają do nich w formie wyższych świadczeń), ale przede wszystkim zdrowotnych oraz zwykłych podatków. Zahamowanie spadku podaży pracy jest główną przyczyną poprawy stanu finansów publicznych na skutek podniesienia wieku emerytalnego.

Wysokość świadczenia ustawowo uzależniona jest od oczekiwanej dalszej długości życia w momencie przejścia na emeryturę. Dlatego jeżeli ludzie sami nie zdecydują się dłużej pracować, ich emerytury będą niższe. Łatwo to policzyć, więc wydaje się, że każdy pracujący wie, że nie ma sensu za wcześnie odchodzić na emeryturę. Podobną logikę jeszcze w czerwcu przedstawiał minister Rostowski, mówiąc: „Nie widzę jednak konieczności ustawowego podnoszenia wieku emerytalnego. Te reguły, które mamy, w dużej mierze wystarczą".

Konsekwentne podążanie za powyższym rozumowaniem prowadzi do zaskakującego wniosku - wiek emerytalny w ogóle nie jest potrzebny.

Weźmy na przykład 62-letnią kobietę rozważającą przejście na emeryturę po zgromadzeniu kapitału wysokości 200 tysięcy zł. Może liczyć na miesięczne świadczenie wysokości jedynie 960 zł. Warto zwrócić uwagę, że tak niski poziom świadczenia wynika z tego, że realna stopa zwrotu ze składek zgromadzonych w ZUS od momentu wypłacania emerytury jest związana z wzrostem funduszu płac w gospodarce. Gdyby zgromadzony kapitał dalej inwestować w ciągu 10 lat  (co oczywiście nie jest możliwe, gdyż ZUS nie dysponuje żadnym kapitałem, ponieważ wypłaca emerytury z bieżących wpływów) przy optymistycznym założeniu rocznej stopy zwrotu na poziomie wyniku OFE za ostatnie 10 lat, emerytura mogłaby wynosić 1540 zł, czyli o 60 proc. więcej. Ale i bez OFE opłacałoby się opóźnić odejście na emeryturę, ponieważ przyrosty wartości emerytury za każdy rok opóźnienia są ogromne.

Co więc zrobić? Przede wszystkim trzeba dać nowym emerytom  szansę na zmianę zdania. Z jednej strony taka osoba powinna mieć szansę do wycofania się ze swojej decyzji, czyli powrotu do pracy i zbierania składek. Z drugiej strony nie powinno się czynić przeszkód jeśli chciałaby pracować jednocześnie pobierając emeryturę. Zwłaszcza ten drugi krok warto przemyśleć, gdyż sam w sobie dałby w dużej mierze to, o co rządowi chodzi.

Emeryci, którzy, mimo że zdecydowali się pobierać świadczenie mają siłę i ochotę dalej pracować, są w Polsce karani na kilka sposobów. Po pierwsze by zacząć otrzymywać emeryturę muszą zwolnić się z pracy, przynajmniej na jeden dzień. Oznacza to konieczność rozwiązywania umowy, wypłatę odprawy, a w przypadku stanowisk w administracji konieczność rozpisania konkursu w celu ewentualnego ponownego przyjęcia do pracy.

Po drugie wynagrodzenie pracującego emeryta nie może przekraczać 70 proc. średniej krajowej. Inaczej zostanie mu odebrana część, a po przekroczeniu progu 130 proc. średniej płacy całość świadczenia. W efekcie najsilniejsze bodźce, by zaprzestać pracy mają najbardziej produktywni emeryci, czyli ci, którzy mogliby dostarczyć budżetowi największych wpływów.

Prawo jeszcze w inny sposób sprzyja dezaktywizacji zawodowej osób po 55. roku życia. Chodzi o czteroletni okres ochrony przed zwolnieniem osób w wieku przedemerytalnym. Przyczynia się on do zwalniania pracowników tuż przed tym okresem i utrudnia ich późniejsze zatrudnianie, ze względu na zbyt wysokie koszty jakie przynosi utrzymywanie przez 4 lata mało zmotywowanego pracownika

Jeżeli zebrane składki nie wystarczają na emerytury, to trzeba podnieść składki albo obniżyć emerytury. Pierwsze rozwiązanie jest bardzo niebezpiecznie, gdyż oznacza (podobnie jak podwyższenie przez rząd składki rentowej) podwyższenie kosztów pracy. Co więcej jest tylko tymczasowe, ponieważ wyższe składki oznaczają w przyszłości wyższe emerytury i powrót tego samego dylematu.

Pozostaje więc obniżenie emerytur, a przynajmniej zmiana ich indeksacji np. poprzez usunięcie zapisu, że emerytury co roku rosną o 20 proc. realnego wzrostu płac. To przykre, że system emerytalny zmusza do „wojny pokoleniowej" - los emerytów przyszłych nierozerwalnie związany jest z tym, ile teraz jako pracownicy wydają na emerytów obecnych. Niestety jak na razie nadzieje na to, że dorobimy się w końcu systemu, w którym każdy naprawdę odkłada na swoją emeryturę niezależną od stanu budżetu czy ZUS-u, zostały doszczętnie pogrzebane wraz z nieszczęsną zeszłoroczną "reformą" OFE.

 

 

Michał Rutkowski jest ekonomistą, dyrektorem w Banku Światowym odpowiedzialnym za Rosję. Wcześniej był m.in. dyrektorem ds. polityki społecznej w regionie Azji Południowej Banku Światowego odpowiadającym m.in. za wsparcie dla systemów edukacji, zdrowia i zabezpieczenia społecznego w Indiach, Pakistanie, Bangladeszu, Afganistanie, Sri Lance, Nepalu, Bhutanie i Malediwach.To najwyższy rangą polski urzędnik w centrali Banku Światowego w Waszyngtonie. Rutkowski jest współautorem koncepcji reformy emerytalnej przeprowadzonej w Polsce w 1999 r.

Materiał Promocyjny
To już ostatni moment by skorzystać z zalet IKE i IKZE w tym roku
Emerytura
Emerytura z giełdy to nie tylko hasło
Emerytura
Europejska emerytura – jakie korzyści widzą Polacy w OIPE
Emerytura
Europejska emerytura dla polskich seniorów. Czym jest OIPE i jak oszczędzać w euro?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Emerytura
Polski system emerytalny z oceną dostateczną. Spadek w rankingu
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku