W polskim systemie emerytalnym opłaca się przechodzić na emeryturę później. Jeżeli więc przechodzenie na emeryturę później leży w interesie pracowników, to dlaczego ich do tego zmuszać? Na ustaleniu jednej obowiązkowej granicy 67 lat stracą ci, którzy mają uzasadnione powody rodzinne lub zdrowotne, by przejść na emeryturę wcześniej. Dlaczego więc nie pozwolić pracownikom na wybór?
Najczęstsza odpowiedź, jaka pada na to pytanie, to że obywatele pozostawieni sami sobie dokonają wyborów nieracjonalnych: pójdą na emeryturę jak najwcześniej się da, skazując się na wegetację. Takich obaw jednak nie potwierdzają najnowsze dane o przechodzeniu na emeryturę. Coraz więcej osób decyduje się pracować dłużej.
W stosunku do 2008 roku kolejarze pracują dłużej o 3 lata, nauczyciele o 2 lata , a górnicy o pół roku. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś zlekceważy swój interes i zdecyduje się przejść na emeryturę od razu w momencie osiągnięcia minimalnego wieku?
Wiek emerytalny to ustawowa granica po przekroczeniu której należy się emerytura od państwa. Nowa ustawa prowadzi do stopniowego podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat oraz jego zrównaniu dla kobiet i mężczyzn. Dodatkowo, co najmniej na kilka lat dotychczasowa waloryzacja procentowa (podnoszenie co roku wartości świadczenia o inflację oraz 20% realnego wzrostu płac) zostanie zastąpiona kwotową (podniesienie wszystkich świadczeń o stałą kwotę).
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wcale nie tak wiele. Dłuższy czas opłacania składek oznacza przecież wyższe świadczenia - zostaną one wprawdzie odroczone o kilka lat, ale później ZUS będzie musiał wypłacić emerytom więcej. Zmiana sposobu rewaloryzacji zaś będzie miała efekty głównie redystrybucyjne - skorzystają na niej biedniejsi emeryci, a stracą bogatsi. Jeśli bez zmian pozostanie średnie tempo rewaloryzacji świadczeń, budżet na tym nie skorzysta.