Problem płynności
Aby osoba indywidualna mogła kupić bezpośrednio obligacje emitowane przez firmę czy miasto musi posiadać rachunek maklerski. Nie trzeba jednak osobnej umowy tak jak w przypadku instrumentów pochodnych. Instytucje finansowe zwykle oferują takie instrumenty klientom bankowości prywatnej. W dostępności do takich instrumentów pomogło powstanie rynku obrotu tymi papierami – Catalyst (funkcjonuje od 2,5 lat). Zdaniem ekspertów należy jednak zwiększyć płynność tego rynku, co też powinno bardziej przekonać do tych papierów osoby indywidualne.
Jak podkreśla Jacek Fotek barierami rozwoju płynności jest brak bezpośredniego dostępu banków tzw. market makerów do rynku. Bezpośrednim uczestnikiem rynku może być tylko taki bank, który nie posiada licencji na działalność maklerską. W praktyce większość największych graczy jest wyeliminowana. Dla inwestorów ograniczeniem są także koszty zawierania transakcji. Trzeba bowiem liczyć się dodatkowo z prowizją maklerską, która dla zleceń wynoszących 50 tys. zł może wynieść 29 pkt. A to zdaniem ekspertów dużo, zwłaszcza w przypadku obligacji średnioterminowych.
Zdaniem Jacka Fotka parametry emisji nie sprzyjają rozwojowi rynku wtórnego.
- 45 proc. wprowadzanych emisji ma wartość do 10 mln zł, a to nie generuje dużego obrotu. Wyjątkiem są obligacje banków spółdzielczych. Tylko 3 proc. wprowadzonych emisji ma wartość powyżej 1 mld zł. 87 proc. emisji opartych jest na zmiennym kuponie. A do tego 37 proc. emisji ma termin wykupu do końca 2013 r. A to sprzyja strategii kupuj i trzymaj. To wszystko nie stymuluje płynności. Ale trzeba tez podkreślić, że ona rośnie – mówi Jacek Fotek.
Wszyscy prelegenci byli zaś zgodni, że tzw. default, czyli problemy ze spłatą zobowiązań przez emitentów obligacji nie powinny nikogo zniechęć. W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z takimi przypadkami. Eksperci uważają, że nie należy ich jednak demonizować.