Jednym z istotnych wątków dyskusji na temat propozycji podniesienia wieku emerytalnego jest kwestia zasad uczestnictwa w systemie emerytalnym kobiet i mężczyzn, zwłaszcza w kontekście posiadania dzieci. W dyskusji politycznej i medialnej przewija się przeświadczenie o konieczności wykorzystania systemu emerytur do „wynagradzania kobietom trudów życia" oraz o możliwości zastosowania go do przeciwdziałania spadkowi urodzeń w Polsce. Oba te przekonania nie odzwierciedlają jednak rzeczywistości społeczno-demograficznej i nie biorą pod uwagę źródeł niskiej dzietności i relatywnie niższych przyszłych emerytur kobiet. To dobrze, że rozmawiając o starzeniu się ludności i zagadnieniach związanych ze starszym wiekiem równolegle rozmawiamy o osobach młodych i dzietności. Jednak dyskusja dużo zyskałaby na tym, gdybyśmy jasno określili, w których aspektach system emerytalny w ogóle może służyć do zmieniania rzeczywistości, a w których jedynie pozostaje pod ich wpływem.
W systemie emerytalnym o zdefiniowanej składce, takim jak polski, różnice w wysokości emerytur pomiędzy dwiema osobami, np. różnej płci, wynikać mogą z różnic w liczbie odprowadzonych składek oraz z różnic w wynagrodzeniach. Tak się składa, że kobiety wykazują przeciętnie nieco krótszy staż pracy i zarabiają przeciętnie nieco mniej niż mężczyźni, także ci o analogicznym wykształceniu (przy czym oznaki dyskryminacji płacowej występują w Polsce tylko na najwyższych stanowiskach). System emerytalny przenosi te różnice w karierach zawodowych na różnice późniejszych emerytur. W Polsce międzypłciowa luka w aktywności zawodowej uległa jednak zmniejszeniu po 1989 roku, przede wszystkim w przypadku osób w wieku tworzenia i formowania rodziny. Przyczyniło się do tego rosnące wykształcenie kobiet – to one w większym stopniu uczestniczą w boomie edukacyjnym, zaś luka aktywności względem mężczyzn jest wśród pań o wykształceniu wyższym wyraźnie mniejsza niż wśród osób słabiej wykształconych. Oba te zjawiska sprawiają, że różnice przyszłych emerytur kobiet i mężczyzn będą mniejsze, niż gdyby przez ostatnie kilkanaście lat takich przemian nie było.
Równocześnie, od początku lat 1990. intensywność urodzeń w Polsce spadała i choć po osiągnięciu minimum w 2003 r. wzrosła, Polska należy do krajów o niskiej dzietności. Demografowie dowodzą, że po części wynikało to ze zmian aspiracji – rosnącego znaczenia kariery zawodowej względem zakładania i rozwoju rodziny. Po części jednak obniżenie płodności odzwierciedlało także trudności w łączeniu pracy zawodowej z opieką nad dziećmi. Największe są one w sytuacji posiadania dziecka w wieku do 5 lat i nasilają się na skutek pojawiania się kolejnych dzieci. Zaangażowanie kobiet w obowiązki rodzicielskie jest zdecydowanie większe niż mężczyzn i przypada na grupę wieku 25-34 lat. Wśród mężczyzn posiadanie małego dziecka nie wpływa na pozostawanie w zatrudnieniu, ponieważ obowiązki rodzinne przejmują ich partnerki. Tłumaczy to lukę w zatrudnieniu kobiet i mężczyzn w tej grupie wieku, a tym bardziej lukę w zatrudnieniu matek i ojców – a ta przekłada się na różnice ich emerytur po latach.
Jednak poziom zatrudnienia samotnych matek z dziećmi w wieku 10-15 lat nie różni się od poziomu zatrudnienia kobiet niezamężnych i nie posiadających dzieci. Zatem pomimo trudności w godzeniu pracy z obowiązkami rodzinnymi, także i ta grupa kobiet stara się powrócić na rynek pracy. Niemniej jednak dłuższe okresy bierności zawodowej kobiet nie tylko obniżają ich staż pracy, lecz również wynagrodzenia uzyskiwane po powrocie do pracy (w porównaniu do kobiet nieprzerywających kariery zawodowej). W rezultacie, oczekiwane emerytury kobiet rodzących więcej dzieci są niższe niż kobiet rodzących dzieci mniej lub wcale, a także niższe niż mężczyzn. To istotny problem, podobnie jak spadek dzietności. Warto się jednak zastanowić, jaki rodzaj polityki państwa może być najlepszą odpowiedzią na te problemy. Wskazane powyżej powody spadku dzietności oraz charakter przemian aktywności zawodowej kobiet w Polsce, które są związane zmianami aspiracji i wykształcenia, sprawiają, że jeśli rozwiązania na rzecz podniesienia płodności będą skłaniały kobiety do długotrwałego opuszczania rynku pracy (jak zbyt hojne opłacanie z budżetu składek za okresy urlopu wychowawczego), to będą pogłębiały różnice w emeryturach. Zaś pomysły polegające na dopłatach z budżetu do emerytur lub obniżające wiek emerytalny kobiet posiadających dzieci, albo będą kosztowne fiskalnie (dopłaty), albo zmniejszą jeszcze bardziej świadczenia kobiet (obniżanie wieku), nie mając wpływu na liczbę rodzących się dzieci.
Czy zatem można spróbować oba te problemy rozwiązywać równocześnie, uwzględniając, że u podstaw obu z nich leży konflikt aspiracji zawodowych i rodzicielskich? Ważnej lekcji dostarczają tu doświadczenia krajów UE15. Okazuje się, że zatrudnienie kobiet wcale nie jest najwyższe w tych krajach, gdzie rodzi się najmniej dzieci. Wymienność pomiędzy intensywnością urodzeń a aktywnością zawodową i zatrudnieniem kobiet co prawda występowała w krajach europejskich, ale tylko do połowy lat 1980. Od początku lat 1990. korelacja pomiędzy wskaźnikiem zatrudnienia kobiet a współczynnikiem dzietności jest dodatnia, dość wysoka i stabilna. Od dwudziestu lat, w UE15 kraje o najwyższym zatrudnieniu kobiet odnotowują jednocześnie najwyższą intensywność urodzeń; i odwrotnie, kraje o najniższym zatrudnieniu cechuje najniższa dzietność. Co więcej, w państwach, w których zatrudnienie kobiet wzrastało stosunkowo powoli (Włochy, Hiszpania, Grecja), spadek dzietności był znacznie większy i szybszy niż w państwach, w których zatrudnienie kobiet rosło szybko (np. kraje nordyckie).