Przy składce zmniejszonej z 7,3 do 2,3 proc. fundusze będą miały wpływ na znacznie mniejszą część przyszłej emerytury. Jej większość będzie pochodziła z budżetu. Utrzymanie bieżącej polityki inwestycyjnej, gdzie ponad połowa środków jest ulokowana w obligacje skarbowe, których wykup gwarantują także środki budżetowe, jest makroekonomicznie nieuzasadnione.
Podobnie biorąc pod uwagę profil ryzyka „środków odkładanych” na emeryturę (konta w ZUS są jedynie zapisem, nie są faktycznymi środkami). W przypadku gdy większość środków, z których ma pochodzić przyszła emerytura, jest w praktyce zabezpieczona przyszłymi podatkami, to z punktu widzenia uczestnika OFE część lokowana na rynku kapitałowym powinna być inwestowana w sposób bardziej ryzykowny, ale pozwalający także na osiągnięcie wyższych stóp zwrotu.
W przypadku modyfikacji sprowadzającej się jedynie do prostego zwiększenia limitu inwestycji w akcje i zachowania obecnego systemu gwarancji opartej na średniej stopie zwrotu samych OFE teoretycznie można sobie pozwolić na dość znaczny skok z obecnych 40 proc. do np. 60 – 70 proc. OFE najprawdopodobniej osiągnęłyby ten limit stopniowo, tak jak miało to miejsce w przypadku obecnego limitu 40 proc.
Choć mimo wszystko najlepszym wariantem jest stopniowe podnoszenie limitu rozłożone na przynajmniej kilka lat. Zwiększeniu udziału akcji powinno towarzyszyć dopuszczanie większych odchyleń od średniej stopy zwrotu bez kary dla OFE za zbyt niski wynik inwestycyjny. Pozostawienie obecnych wielkości dopuszczalnych odchyleń przy zwiększonych inwestycjach w akcje prowadziłoby do jeszcze większej pasywności OFE dążenia do wzajemnego naśladownictwa.
Alternatywnie można wprowadzić benchmark zewnętrzny i podnosić „neutralny” udział w akcje w kolejnych latach do poziomu docelowego (np. 40 proc. od początku 2012, 45 proc. od 2013 itd.).