A te zmiany zaproponowane przez ministerstwo pracy zakładają m.in. obniżenie z 7,3 do 3 proc. składki, która trafia do funduszy emerytalnych, wypłatę jednorazową pieniędzy zgromadzonych w II filarze, jeśli kapitał zgromadzony w I filarze jest wystarczający do wypłaty dwukrotności minimalnej emerytury. A także możliwość przeniesienia się z OFE do ZUS na kilka lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego.
Minister pracy Jolanta Fedak zapowiedziała także dodanie zapisów dotyczących likwidacji obowiązku uczestnictwa w II filarze czy zwiększenie limitów inwestycyjnych obowiązujących fundusze w inne instrumenty niż dłużne papiery wartościowe.
Na poniedziałkową konferencję, jak wynika z informacji zamieszczonej na stronie internetowej ministerstwa, zaproszeni zostali: Michał Boni, minister w Kancelarii Premiera, resorty finansów i spraw zagranicznych, szef Rządowego Centrum Legislacyjnego, NBP i Komisji Nadzoru Finansowego, a poza tym Rzecznik Ubezpieczonych, Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, Polska Izba Ubezpieczeń (PIU) i Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami. Wykluczone zostały zatem m.in. związki zawodowe i organizacje pracodawców.
W tym gronie największym sojusznikiem krytykowanych pomysłów resortu pracy jest resort finansów. Zależy mu zwłaszcza na obniżeniu składki, która trafia do OFE. Świadczy o tym choćby pismo wysłane w ostatnich dniach. Przedstawione są w nim projekcie długu publicznego i kosztów jego obsługi będących wynikiem finansowania dodatkowych potrzeb pożyczkowych związanych z reformą emeryturą. Według wyliczeń ministerstwa dług publiczny wynikający z przekazywanie składek do OFE wyniesie 30 bln zł w 2060 r. Dla porównania w 2009 r. było to ponad 261 mld zł. Obniżenie składki, która trafia do OFE spowoduje, że pierwsza wartość spadnie do ok. 20 bln zł. I zamiast prawie 200 proc. PKB będzie to 132,5 proc. Pozytywne skutki mają być widoczne już znacznie wcześniej.
— Te wyliczenia nie mają sensu. Pokazują tylko efekt obniżenia składki. Należałoby pokazać bilans całego systemu emerytalnego, w tym zobowiązań ukrytych. Nie widzimy kosztów związanych z pozostawieniem większej składki w ZUS — mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH, była wiceminister pracy.