Każdy, kto urodził się od 1969 roku, w przyszłości będzie otrzymywał emeryturę przynajmniej z dwóch źródeł: ZUS i otwartych funduszy emerytalnych (OFE). Dlatego każdy, kto rozpoczyna pracę zawodową, ma obowiązek zawrzeć umowę z jednym z 14 funduszy (trafia do niego 7,3 proc. naszego miesięcznego wynagrodzenia). Jest na to siedem dni od podpisania umowy z pierwszym pracodawcą.
Obowiązek ten dotyczy też osób, które kiedyś przez jakiś czas podlegały ubezpieczeniu emerytalnemu, bo na przykład pracowały na podstawie umowy-zlecenia, ale nie zgłosiły się do żadnego OFE. Do funduszu muszą przystąpić także studenci pracujący na podstawie umowy o pracę. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy student, który nie ukończył 26. roku życia, zatrudniony jest na umowę-zlecenie, agencyjną lub inną umowę o świadczenie usług; wówczas nie ma obowiązku płacenia składek na ubezpieczenie emerytalne, a zatem nie trzeba wybierać funduszu.
ZUS dwa razy w roku przypomina o konieczności zapisania się do OFE. W grudniu instytucja ta wysłała 197,9 tys. przypomnień. Osoby te mają teraz czas do 10 stycznia na podpisanie umowy z funduszem. Zostały im zatem trzy tygodnie.
Od tego, jaki fundusz wybierzemy, zależy wysokość naszej przyszłej emerytury. Załóżmy, że oszczędzamy przez 40 lat i rocznie wpłacamy do OFE 2,4 tys. zł. Jeden fundusz osiąga roczną stopę zwrotu w wysokości 1,5 proc., a drugi 6 proc. W takiej sytuacji członek drugiego funduszu zgromadzi na emeryturę 2,5-krotnie więcej niż klient pierwszej instytucji.
Przed dokonaniem wyboru warto zatem porównać stopy zwrotu (zmiana wartości jednostek, na które przeliczane są składki) poszczególnych OFE i to najlepiej w jak najdłuższym terminie. Jeszcze lepiej efektywność funduszy oddaje stan hipotetycznego konta w OFE wyliczany z uwzględnieniem nie tylko stopy zwrotu, ale też pobieranych opłat.