Po ponad 17 latach od wprowadzenia rozwiązań prawnych umożliwiających zakładanie pracowniczych programów emerytalnych (PPE), jest ich w naszym kraju niewiele. Wprawdzie nie mamy jeszcze danych za poprzedni rok, ale nic nie wskazuje na to, żeby miały być zaskakująco dobre. W końcu 2015 r. funkcjonowały 1054 programy. Oszczędzało w nich prawie 400 tys. pracowników. Zgromadzone aktywa wynosiły 10,6 mld zł. W lipcu 2016 r., według danych Ministerstwa Rozwoju, w PPE było 13,3 mld zł. To wprawdzie znacznie więcej niż wynoszą oszczędności na indywidualnych kontach emerytalnych (IKE) oraz indywidualnych kontach zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) – łącznie 6,8 mld zł – ale wciąż znacznie poniżej krajowych potrzeb.
Decyzja należy do pracodawcy
PPE są częścią systemu emerytalnego, a dokładnie jego trzeciego filara. Umożliwiają odłożenie na starość większych kwot (w skali roku) niż inne ustawowe formy dodatkowego oszczędzania (IKE i IKZE). Obecnie do programu jeden uczestnik może rocznie wpłacić ponad 19 tys. zł. Jest jednak jeden problem. To od pracodawcy, który ponosi główny ciężar finansowania programu, zależy, czy PPE zostanie utworzone.
Działanie programów polega na tym, że pracodawcy wpłacają środki, niezależnie od składek do ZUS i OFE, na prywatną emeryturę dla swoich pracowników. Istotną zaletą PPE jest zwolnienie wypłat z 19-proc. podatku od zysków kapitałowych.
Pracownicze programy emerytalne są korzystnym rozwiązaniem nie tylko dla pracowników, ale również dla pracodawców. Pracownicy mogą gromadzić dodatkowe, prywatne środki na emeryturę, a pracodawcy zyskują możliwość zaliczenia wydatków, które poniosą w ramach programu, do kosztów uzyskania przychodu. Dodatkowo składki w ramach PPE są o wiele mniej kosztowne niż na przykład podwyżki pensji pracowników, gdyż nie są obciążone składkami na ubezpieczenie społeczne.
PPE mogą tworzyć zarówno duże korporacje, jak i małe czy średnie firmy z różnych branż. Teraz programy istnieją w przedsiębiorstwach z branż od górniczej przez hutniczą, energetyczną, motoryzacyjną, finansową aż po uczelnie wyższe oraz małe rodzinne przedsiębiorstwa.