Zarzut 5: Inwestowanie w OFE jest ryzykowne czyniąc oszczędności emerytalne Polaków zakładnikami kaprysów koniunktury rynkowej

Jedną z głównych grup zarzutów kwestionujących pozycję OFE jako wartościowego składnika polskiego systemu emerytalnego jest poddanie w wątpliwość bezpieczeństwa aktywów tam zgromadzonych. Głosy tego typu były szczególnie donośne na fali kryzysu finansowego lat 2008-2009, kiedy światowe załamanie giełdowe doprowadziło do znacznej przeceny jednostki rozrachunkowej OFE. Dziś, mimo tego, że zarówno światowe indeksy giełdowe, jak i wartość jednostek OFE odrobiły już całość poniesionych wtedy strat, głosy te są nadal obecne w debacie publicznej dowodząc znaczenia silnego resentymentu anty-rynkowego wśród przeciwników reformy emerytalnej. Przykładem opinii tego rodzaju mogą być krytyki prof. Leokadii Oręziak z SGH. Mówi ona m.in., że „gra na giełdzie to ruletka. Nie wolno ryzykować pieniędzy na przyszłe emerytury. Wartość akcji może znacząco spaść, nawet do zera! Zyski osiągane na rynku finansowym są zmienne i nie da się ich na trwałe utrzymać, są odwracalne. Nieodwracalne są natomiast opłaty i prowizje pobierane przez towarzystwa ze środków przyszłego emeryta." (OFE do likwidacji, "Gazeta Prawna" 6 marca 2013).

Podobny ton ma opinia członka Rady Gospodarczej przy Premierze RP dr Bogusława Garbowskiego, który w Radiu PIN 08.04.2013 mówił, że: Kapitałowy filar zawsze musi być doklejką do systemu. Ja Pani podam przykład. Teraz mówimy, że średni poziom stopy zwrotu, przez ostatnie kilkanaście lat, wynosi 6%. Ale rok temu byśmy powiedzieli, że jest około 0.". Podobnie rozumuje Prof. Jerzy Żyżyński, poseł Prawa i Sprawiedliwości, który twierdzi, że W funduszach emerytalnych nie ma żadnych pieniędzy, a jedynie aktywa finansowe. Papiery te podlegają rynkowym mechanizmom, co jest poważnym zagrożeniem dla wielkości przyszłych emerytur z II filaru. Gdy podaż tych papierów na rynku wzrośnie, wówczas ich wartość zmaleje. (http://euro.bankier.pl/news/article.html?article_id=2803403&type_id=1&display=4)

Odpowiadając na te argumenty warto zauważyć, że zmienność jednostek rozrachunkowych OFE jest wyraźnie mniejsza od zmienności indeksów giełdowych. Dzieje się tak dlatego, że OFE najwyżej 35 proc.  swoich aktywów lokują na giełdzie pozostałą część przeznaczając na instrumenty bezpieczniejsze, choć o niższych oczekiwanych rentownościach. Trudno więc uznać zmienność aktywów OFE za szczególnie wysoką, zwłaszcza, że wartość jednostki rozrachunkowej spadła (w przekroju rocznym) jedynie dwukrotnie na przestrzeni całej, trzynastoletniej historii funduszy. Co więcej spadki te powiązać należy z dużymi przecenami indeksów giełdowych na fali kryzysu finansowego lat 2008-2009 oraz jego drugiej fali w postaci kryzysu finansów publicznych w Europie (2011). Okresy „normalnej" dekoniunktury giełdowej byłyby po pierwsze rzadsze, po drugie łatwiejsze do zaabsorbowania przez OFE ze względu na mniejszą skalę spadków wartości akcji spółek publicznych.

Doskonałe zabezpieczenie aktywów emerytalnych przed zmiennością aktywów finansowych nie jest możliwe podobnie jak nie jest możliwe pełne zabezpieczenie skarbu państwa przed skutkami fiskalnymi wahań cyklicznych gospodarki. Dotyczy to zarówno akcji, jak i obligacji i innych aktywów. Nie jest bowiem prawdą, że tylko akcje obciążone są ryzykiem: bankructwo zarówno prywatnych, jak i publicznych emitentów długu jest, jak pokazuje historia, w pełni możliwe. Podobnie, nie w pełni bezpieczna jest wypłata emerytur w systemach pay-as-you-go. Państwa bowiem mogą, poprzez zmiany formuł emerytalnych, sposobów indeksacji świadczeń, inflację, czy stosowania innych, bardziej bezpośrednich interwencji, skutecznie zmniejszać wysokość wypłacanych świadczeń nawet jeśli ich wyliczenie nie jest oparte (jak w nowym systemie polskim) o zasadę zdefiniowanej składki. Dlatego wskazywanie, że źródłem „ryzykowności" nowego systemu emerytalnego jest wyłącznie jego filar kapitałowy, podczas gdy, obsługiwany przez ZUS, filar repartycyjny takiego ryzyka miałby być pozbawiony należy uznać za wprowadzające opinię publiczną w błąd, nadmierne uproszczenie.

Osobnym pytaniem jest to, czy podwyższona zmienność wartości aktywów OFE indukowana przez inwestowanie przez nie na rynkach finansowych w akcje spółek publicznych, jest akceptowalna z punktu widzenia przyszłych emerytów. Wydaje się, że tak. Warto podkreślić, że przy dzisiejszym podziale składki emerytalnej i ograniczeniach inwestycyjnych jedynie ok. 10-20 proc. przyszłej emerytury pochodzić będzie z akcji i innych instrumentów o potencjalnie dużej zmienności. Oznacza to, że nawet jeśli wartość portfela akcji straci w krótkim czasie 50 proc. swojej wartości (co jest zdarzeniem bardzo rzadkim) ewentualna emerytura zmniejszy się jedynie o 5-10 proc. Jednocześnie trzeba pamiętać, że takie gwałtowne spadki indeksów giełdowych rzadko kiedy trwają dłużej niż 2 lata. Istnieje więc wiele sposobów absorpcji ryzyka obniżenia emerytury w wyniku dekoniunktury giełdowej. Jednym ze sposobów jest opóźnienie o 2-3 lata momentu przejścia na emeryturę przez osoby, które chciałyby to zrobić w czasie giełdowej bessy i pokrycie okresu przejściowego środkami pochodzącymi z innych źródeł (np. dodatkowych oszczędności prywatnych lub wydłużonego okresu pracy). Drugim jest przejście najpierw na emeryturę częściową finansowaną ze środków ZUS, która po odbudowaniu się wartości jednostki rozrachunkowej do poziomu sprzed bessy byłaby uzupełniana środkami z OFE. Wreszcie trzecim sposobem byłoby wydzielenie w ramach OFE specjalnych nieryzykownych subfunduszy dla tych którzy, dobrowolnie, chcieliby zabezpieczyć się przed ryzykiem giełdowym poprzez przekazanie w wybranym przez siebie terminie części lub całości swoich aktywów pod zarządzanie. Takim rozwiązaniem natomiast nie wydaje się popierana przez niektórych uczestników debaty emerytalnej idea obowiązkowego przekazywania na 10 lat przed emeryturą środków z OFE do ZUS. Okres dekoniunktury giełdowej może bowiem wystąpić właśnie na 10 lat przed emeryturą, a więc uczestnik systemu zostałby w ten sposób podwójnie „ukarany". Z jednej strony straciłby możliwość skorzystania z hossy następującej zwykle po bessie, po drugie okres procentowania aktywów po wyższej stopie zwrotu zostałby ograniczony o 10 lat zmniejszając wartość całkowitego kapitału emerytalnego w momencie przejścia na emeryturę. Gdyby zmiana struktury portfela była stopniowa, ryzyko to byłoby ograniczone, ale nie w pełni wyeliminowane. Nie ma tu bowiem rozwiązań optymalnych.