Nie ufamy instytucjom finansowym

Czy z braku zaufania do Państwa i instytucji finansowych wynika, że Polacy sami potrafią się zatroszczyć o własne bezpieczeństwo finansowe?

Publikacja: 20.11.2012 14:03

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Polacy nie ufają nikomu, instytucje finansowe nas okradają, giełda to kasyno, a Państwo nie zabezpiecza naszych podstawowych potrzeb w zakresie bezpieczeństwa finansowego – mamy więc miliony powodów, by samodzielnie próbować zabezpieczyć własne potrzeby.

Problem braku zaufania dotyczy wielu różnych aspektów naszego życia. Przekonują o tym również wyniki badania przeprowadzonego niedawno przez Swiss Re w kilkunastu krajach Europy, w tym również w Polsce (Swiss Re – European Insurance Report 2012. Spotlight Poland). Przedmiotem badania był stosunek konsumentów do szeroko rozumianego sektora ubezpieczeń na życie. Przebadano łącznie ok. 1 000 Polaków. Wnioski z tego badania są zdecydowanie negatywne dla Polski, choć z drugiej strony sposób w jaki „odmalowano" nasze społeczeństwo przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się przerysowany i przesadnie pesymistyczny.

Już na wstępie raportu podsumowującego wyniki badania jego autorzy starali się wytłumaczyć niskie wskaźniki zaufania (przynajmniej częściowo) naszą historią i latami doświadczeń w relacjach z Państwem, jego administracją i instytucjami. I tak na pytanie „czy wierzysz, że w przypadku twojej śmierci Państwo zabezpieczy finansowo twoich bliskich" jedynie 18 proc. Polaków odpowiedziało twierdząco – dla porównania europejska średnia to 35 proc., a w kilku krajach (Hiszpania, Turcja) twierdząco odpowiedziało na to pytanie ponad 50 proc. respondentów.

W badania wynika, że wciąż podstawowym „zabezpieczeniem" dla większości Polaków w sytuacjach krytycznych jest rodzina. 19 proc. z nas wierzy, że to właśnie rodzina zaopiekuje się naszymi bliskimi w sytuacjach krytycznych (11 punktów procentowych więcej niż średni wskaźnik dla Europy). Dla przykładu podobnie uważa jedynie 8 proc. Francuzów i Austriaków, 2 proc. Duńczyków i 4 proc. Norwegów.

Mamy również najniższy w Europie wskaźnik zaufania do Państwa jako płatnika naszych przyszłych emerytur. Jedynie 20 proc. Polaków wierzy, że Państwo będzie w stanie wypłacać emerytury wszystkim Polakom nie tylko teraz, ale również za 10 lat (myślę, że w przypadku Polski pytanie to dotyczyło tego, czy nasze Państwo wywiąże się w przyszłości z podjętych wcześniej zobowiązań – m.in dot. wypłacenia kwot zapisanych na indywidualnych kontach w ZUS). Dla porównania średnia dla wszystkich 15 krajów uczestniczących w badaniu wyniosła blisko 50 proc., a najwyższy poziom zaufania do własnego Państwa odnotowano w Norwegii (blisko 70 proc.), w Danii i Turcji (ponad 60 proc.).

Na tym tle niezwykle ciekawie wyglądają nasze oczekiwania w stosunku do pracodawców. Prawie 50 proc. wierzy, że to właśnie pracodawca zabezpieczy finansowo rodzinę pracownika w przypadku jego śmierci. Uważa tak również blisko 30 proc. Austriaków i Włochów, 27 proc. Niemców, z drugiej strony - najniższe wskaźniki - jedynie ok. 18 proc. - odnotowano w Szwajcarii, Norwegii i Francji.

A teraz spróbujmy skonfrontować te dane z wynikami innych badań oraz w końcu z  rzeczywistymi działaniami jakie podejmujemy w związku z szeroko rozumianym bezpieczeństwem finansowym. Oczywiście ograniczę się wyłącznie do tych kwestii i zagadnień, którymi zajmuję się zawodowo i które obserwuję i analizuję na co dzień. Zacznijmy od grupy ocen dotyczących Państwa jako „płatnika" przyszłych emerytur.

Czy z faktu, że jedynie 20 proc. z nas wierzy, że Państwo będzie w stanie wypłacać w przyszłości emerytury wynika, że sami troszczymy się o ich wysokość, inwestując wystarczające kwoty w długoterminowe produkty inwestycyjne? Gdyby rzeczywiście miało tak być, to obecnie Polacy gromadzić powinni na IKE (Indywidualnych Kontach Emerytalnych), IKZE (Indywidualnych Kontach Zabezpieczenia Emerytalnego), w PPE (Pracowniczych Programach Emerytalnych) i w końcu bezpośrednio w funduszach inwestycyjnych, akcjach itp. setki miliardów złotych. A jak jest w rzeczywistości? W grudniu 2011 na lokatach bankowych mieliśmy blisko 500 mld zł, w funduszach inwestycyjnych 115 mld zł, w ubezpieczeniowych funduszach kapitałowych kolejne 40 mld zł (stan na koniec czerwca 2011).

W produktach stricte emerytalnych było zgromadzonych znacznie mniej środków - jedynie nieco ponad 6 mld zł w pracowniczych programach emerytalnych (grudzień 2010) i 3 mld zł na Indywidualnych Kontach Emerytalnych (czerwiec 2012). O 4,5 mln zł na kontach w IKZE nie warto nawet wspominać (czerwiec 2012). Na tym tle jedyny jasny obraz to ponad 250 mld zł zgromadzonych obecnie w OFE – no cóż z tej perspektywy można powiedzieć, że nic tak dobrze nie zabezpiecza przyszłości jak obowiązkowe oszczędności. Ale na serio – kluczowe pytanie jak w związku z tymi kwotami powinniśmy sobie zadać brzmi – jaka część tych 650 mld zł dobrowolnych oszczędności (czyli poza OFE) miała charakter naprawdę długoterminowy? Bez wątpienia te zgromadzone na IKE, IKZE i w PPE, ale to raptem niecałe 10 mld zł, być może kolejne kilka – kilkanaście procent z pozostałych 650 mld, czyli łącznie 50 do 100 mld zł. Czy to dużo? Dramatycznie mało. Nie wchodząc w szczegóły wystarczy te kwoty porównać do wartości wypłat emerytur (a jest to obecnie kwota przekraczająca 100 mld zł rocznie, a wg prognoz ZUS-u w 2040 będzie to już od 280 do 370 mld w zależności od analizowanego wariantu – podaję te kwoty za opublikowanym przez ZUS w marcu 2010 roku raportem  Prognoza  wpływów i wydatków Funduszu Emerytalnego do 2060 roku). W efekcie jeżeli uważamy, że poziom obecnych emerytur jest absolutnie zbyt niski i oczekiwalibyśmy np. ich wzrostu o połowę to oznaczałoby, że rocznie musielibyśmy znaleźć dzisiaj dodatkowe 50 mld zł. Oznacza to, że zakładając „średnią" długość życia dla 65-latka na poziomie ok. 16,5 roku jedynie dzisiejsi emeryci (a gdzie reszta?) powinni zgromadzić indywidualne oszczędności stanowiące przynajmniej (upraszczam) 15-krotność tej kwoty, czyli 750 mld zł (!!). Wówczas z takiego właśnie kapitału rzeczywiście mogliby oni sfinansować te swoje dodatkowe 50 proc. emerytury.

Oczywiście uprościłem cały rachunek, ale chciałem jedynie pokazać skalę - wielkość kwot, które rzeczywiście mogą stanowić właściwy punkt odniesienia w dyskusji o oczekiwanej wartości dobrowolnych oszczędności. No i w ten sposób poradziliśmy sobie z pierwszym kwestią – wniosek z tej „analizy" jest niestety mało budujący - z faktu, że nie ufamy Państwo wcale nie wynika, że sami jesteśmy w stanie zatroszczyć się o dochody na emeryturze. Oznacza to również, że powinniśmy robić obecnie wszystko, aby Państwo było zdolne wywiązać się w przyszłości ze swoich zobowiązań, bądź alternatywne (i to mi się zdecydowanie bardziej podoba) zróbmy wszystko, aby wszyscy których na to stać jak najszybciej zaczęli oszczędzać i to istotne kwoty.

A teraz przyjrzyjmy się kolejnemu rezultatowi badania – naszym oczekiwaniom w stosunku do pracodawców. Przypomnijmy - prawie 50 proc. z nas wierzy, że to właśnie pracodawca zabezpieczy finansowo naszą rodzinę w przypadku naszej śmierci. Można przyjąć, że w pewnym (choć raczej ograniczonym) stopniu dotyczy to również zabezpieczenia emerytalnego naszych rodzin. I tutaj wnioski są analogiczne do przedstawionych powyżej. Skoro obecnie działa jedynie nieco ponad 1 000 tzw. pracowniczych programów emerytalnych, no i przyjmując, że dwa razy tyle pracodawców (chyba raczej optymistyczne założenie) prowadzi różnego typu „pozaustawowe" plany emerytalne daje to łącznie maksymalnie 3 000 zakładowych planów emerytalnych. Przypomnijmy łączna liczba działających „aktywnie" przedsiębiorstw, które są w stanie zatrudniać pracowników (czyli pomijając osoby prowadzące samodzielnie działalność gospodarczą) szacowana jest na ok 1 mln. Jak widać jedynie ok. 3 proc. z nich prawdopodobnie prowadzi różnego typu plany emerytalne dla swoich pracowników. A co z pozostałymi, w tym również z tymi jednoosobowymi? Niestety pewnie nic – wystarczy spojrzeć na statystyki dot. wartości zgromadzonych przez nas oszczędności opisane powyżej.

A czy w tym obrazie są jakieś jasne strony? Są, choć raczej „płynące" z doświadczeń innych krajów i zmian, które z pewnością dotkną (dotykają) już dzisiaj Polski. Po pierwsze zdecydowanie zmienia się sposób myślenia ludzi młodych o bezpieczeństwie finansowym i przyszłych emeryturach. Jeszcze 10 lat temu tylko 33 proc. pracowników w wieku 21-30 lat było zaniepokojonych tym, ze emerytury okażą się za niskie. Dzisiaj perspektywa ukształtowana przez kryzys,  spowodowała, że wskaźnik ten wzrósł do 52 proc. Dodatkowo ponad 25 proc. pracowników określa swoją przewidywaną sytuację finansową jako niezadowalającą i 35 proc. pracowników spodziewa się że będą musieli być dłużej aktywni zawodowo niż planowali wcześniej (jednocześnie 80 proc. młodych pracowników uważa, że świadczenia z systemu państwowego będą znacznie gorsze niż świadczenia oferowane obecnie).

Być może strach nie jest najlepszą motywacją do oszczędzania, ale w tym przypadku wydaje się być właściwie jedyną (podstawową), a więc z perspektywy systemu nie powinniśmy „wybrzydzać". Czy sytuacja rzeczywiście się zmieni pokaże czas, już dzisiaj jednak wiele wskazuje na to, że nasze podejście do oszczędzania się zmienia – dla przykładu wg. opublikowanych ostatnio wyników „Barometru Nordei" (badanie na próbie ok. 700 respondentów) odsetek oszczędzających z myślą o przyszłości wynosi obecnie 18 proc. Choć sami autorzy badania uznali ten wskaźnik za niski, moim zdaniem to absolutny przełom. Dlatego przyznam, że nie wierzę, że już dzisiaj co piąty Polak oszczędza z myślą o emeryturze. A nawet gdyby rzeczywiście tak było to nie wierzę, że oszczędza odpowiednie kwoty, czyli robi to rzeczywiście w sposób, który zagwarantuje mu istotny (i oczekiwany) wzrost jego dochodów emerytalnych. Obawiam się bowiem, że do czasu przejścia na emeryturę połowa z tych oszczędności zostanie „trzy razy wydana" – wszyscy wiemy jak trudno jest zrezygnować z przyjemności jaką niesie bieżąca konsumpcja na rzecz mimo wszystko niepewnych dochodów w przyszłości.

Pewnym jest, że w najbliższych latach o tym, czy wzrasta zainteresowanie długoterminowym oszczędzaniem przekonywać nas będą nie wyniki badań opinii, ale wielkość aktywów gromadzonych przez Polaków w PPE, IKE, IKZE itp. produktach inwestycyjnych. A co jest do tego potrzebne? Przede wszystkim zaufanie do instytucji finansowych, rynku, itp. No i w ten sposób wróciliśmy do podstawowej kwestii, którą krótko starałem się opisać na początku felietonu.

Polacy nie ufają nikomu, instytucje finansowe nas okradają, giełda to kasyno, a Państwo nie zabezpiecza naszych podstawowych potrzeb w zakresie bezpieczeństwa finansowego – mamy więc miliony powodów, by samodzielnie próbować zabezpieczyć własne potrzeby.

Problem braku zaufania dotyczy wielu różnych aspektów naszego życia. Przekonują o tym również wyniki badania przeprowadzonego niedawno przez Swiss Re w kilkunastu krajach Europy, w tym również w Polsce (Swiss Re – European Insurance Report 2012. Spotlight Poland). Przedmiotem badania był stosunek konsumentów do szeroko rozumianego sektora ubezpieczeń na życie. Przebadano łącznie ok. 1 000 Polaków. Wnioski z tego badania są zdecydowanie negatywne dla Polski, choć z drugiej strony sposób w jaki „odmalowano" nasze społeczeństwo przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się przerysowany i przesadnie pesymistyczny.

Pozostało 92% artykułu
Materiał Partnera
Zainwestuj w przyszłość – bez podatku
Materiał Partnera
Tak możesz zadbać o swoją przyszłość
Emerytura
Wypłata pieniędzy z PPK po 2 latach oszczędzania. Ile zwrotu dostaniemy
Emerytura
Autozapis PPK 2023. Rezygnacja to dobry pomysł? Eksperci odpowiadają
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Emerytura
Emeryci ograniczają wydatki. Mają jednak problemy z długami