Odnośnie pierwszej kwestii, próby wyjaśnienia istoty problemu to sprawa jest prosta i nie wymaga długiego komentarza. Skoro na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat bardzo istotnie wydłużyła się długość życia to oczywistym jest, że pracując tak długo jak kiedyś (np. wciąż ok. 40 lat) nie jesteśmy w stanie zgromadzić ze składek wystarczającego kapitału, by spędzić kolejne kilkanaście lat lub więcej na emeryturze. Mówiąc inaczej wydatki wzrosły, a „oszczędności" pozostały właściwie takie same. I nie ma tutaj znaczenia (co do zasady), że w ZUS-ie nie gromadzimy żadnych środków – to nawet gorzej ponieważ dla ZUS-u wypłacającego emerytury z bieżących składek przyszłe scenariusze mogą wyglądać jeszcze gorzej – mało kto zakłada bowiem, że w przyszłości żyć będziemy krócej niż dzisiaj (a więc w przyszłości potrzeba będzie jeszcze więcej środków, aby wypłacać na bieżąco emerytury).
Przechodząc do drugiej kwestii – możliwych rozwiązań to aby wydać więcej albo musimy oszczędzać więcej (podwyższenie składek na ZUS i podatków), pracować dłużej (podniesienie wieku emerytalnego, czyli inaczej wydłużenie długości pracy), albo obniżyć nasze emerytury. To oczywiście pewnego typu uproszczenie, ale zakładam, że w miarę poprawnie określające co można w takiej sytuacji zrobić. Możemy jeszcze – przynajmniej teoretycznie – skorzystać z nieco bardziej oryginalnych rozwiązań, np. rozpętać wojnę domową wśród emerytów (spada liczba świadczeniobiorców, pojawiają się duże oszczędności po stronie wypłat), alternatywnie promować niezdrowy tryb życia, a dodatkowo obniżyć akcyzę na alkohol (licząc, że choroby nie pozwolą nam za długo korzystać z emerytur). Zakładam jednak, że to rozwiązania, które jeszcze mniej się nam spodobają (przynajmniej części z nas) i trudno będzie rządowi zdobyć dla nich poparcie większości sejmowej.
I w końcu kilka wniosków dotyczących naszej rzeczywistości. Po pierwsze przykro to powiedzieć, ale trudno założyć, że 67 lat jako wiek emerytalny został nam dany „raz na zawsze". Żyjąc dłużej liczyć się musimy z koniecznością jego wydłużania również w przyszłości. W tym zakresie zdaniem wielu jednym z najprostszych rozwiązań wydaje się po prostu powiązanie wieku emerytalnego z oczekiwaną długością życia (a więc długością życia liczoną od momentu przejścia na emeryturę, aż do śmierci). W takim przypadku parametrem niezmiennym byłby dla przykładu statystyczny okres wypłacania emerytury, np. 18 lat (bliski obecnemu) i aby go utrzymać w warunkach rosnącej długości życia po prostu podwyższany byłby automatycznie wiek emerytalny. Po drugie z perspektywy bezpieczeństwa finansów publicznych w przyszłości niemądrym jest stopniowe likwidowanie otwartych funduszy emerytalnych. Upraszczając, gdyby cały system emerytalny opierał się na OFE nasze przyszłe emerytury byłyby znacznie pewniejsze niż ma to miejsce dzisiaj – co prawda środków by od tego nie przybyło, a więc bez wydłużania wieku emerytalnego, a tym samym okresu oszczędzania nasze emerytury byłyby i tak niższe (zgromadzony kapitał dzielony byłby przez większą liczbę lat), ale gwarancje ich wypłaty były znacząco wyższe (emerytury wypłacane byłyby z fizycznie istniejących środków, nie zaś z bieżących składek i podatków). Po trzecie obecna dyskusja to wręcz kliniczny dowód na tezę jak ważne są oszczędności i indywidualna zapobiegliwość. Można z uśmiechem politowania komentować opinię wicepremiera Pawlaka, który jakiś czas temu „z pewnym dystansem" (by użyć tego typu eufemizmu) odniósł się do obowiązkowego systemu emerytalnego, ale nie wolno nie dostrzegać, że wielu z nas dokładnie robi to co Waldemar Pawlak zadeklarował (oczywiście w miarę swoich możliwości), czyli stara się budować swoją przyszłość emerytalną w oparciu o model „wielofilarowy", gdzie własne oszczędności, ZUS, OFE, rodzina itd. wzajemnie się uzupełniają. W tym zakresie martwi kompletny brak zainteresowania rządu kwestią rzeczywistego wspierania dobrowolnych oszczędności. Obrażanie się na rynek albo traktowanie go wyłącznie jako źródła ryzyka jest bez sensu i zdecydowanie zemści się na nas wszystkich w przyszłości.
I na koniec bardzo poważna refleksja – dlaczego wciąż dyskusja o systemie emerytalnym przypomina wiec polityczny? Czyżbyśmy wierzyli, że prawdziwy jest dylemat: żyć długo i „na bogato", czy też pracować do śmierci i żyć krótko i biednie? Z pewnością nie. To jak w takim razie jak należy rozmawiać o emeryturach? A może nie wymyślać niczego nazbyt skomplikowanego i skorzystać z wzorów stosowanych przez biznes? Otóż przedsiębiorstwa zobowiązane są w swoich bilansach wykazywać tzw. rezerwy z tytułu długoterminowych zobowiązań. W tym przypadku zobowiązania te najczęściej dotyczą odpraw emerytalno-rentowych oraz nagród jubileuszowych (jeżeli firma te ostatnie zapewnia – nie jest to bowiem obowiązkowe). Skoro prawie każdy przedsiębiorca musi taką rezerwę wykazywać w swoim bilansie, a często również zatrudniać specjalistę (aktuariusza) do jej wyliczenia to dlaczego taka pozycja nie jest ujawniana w budżecie Państwa? Może wtedy zamiast rozmawiać o „dobrych" lub „niedobrych" politykach rozmawialibyśmy po prostu o tym jaka jest skala zobowiązań Państwa z tytułu gwarantowanych świadczeń emerytalnych oraz jakie są projekcje dotyczące przyszłych źródeł finansowania tych zobowiązań. Przy okazji – zarówno same metody wyceny takich rezerw jak i bogate doświadczenie gospodarek zachodnich, które system ten „znają" już od wielu powinny pozwolić stworzyć model, który z jednej strony da się łatwo wyjaśnić, a z drugiej na bieżąco sygnalizować będzie wszelkie niebezpieczeństwa wynikające ze zmiany podstawowych parametrów mających wpływ na wielkość zobowiązań oraz gwarancje ich wypłaty w przyszłości (czyli m.in. zmian demograficznych). Temat ten pojawia się w rozmowach ekspertów, a czasami również polityków co jakiś czas, ale ci ostatni albo go nie rozumieją, albo odwrotnie dokładnie rozumiejąc nie chcą pozbawiać się możliwości uprawiania polityki tam gdzie jest dla niej niewiele miejsca.
Krzysztof Nowak jest członkiem zarządu Mercer (Polska). pełniącym funkcję Polish Office Leader. Jest również szefem praktyki świadczeń w Mercer, bezpośrednio prowadząc lub nadzorując projekty z obszaru restrukturyzacji systemów świadczeń, konstruowania programów emerytalnych oraz planów oszczędnościowych.