Studia zagraniczne otwierają szeroko nie tylko umysły, lecz także drzwi do przyszłej kariery zawodowej. Ukończenie którejś z najlepszych amerykańskich uczelni sprawia, że stajemy się bardzo pożądanym na rynku pracy ekspertem – w zasadzie mamy gwarancję, że najciekawsze firmy będą się o nas biły, a my będziemy mogli przebierać w ofertach.

Co rok kilkuset polskich absolwentów liceów podejmuje wyzwanie, dostaje się na czołowe amerykańskie uniwersytety i decyduje się na wyjazd za ocean po edukację z najwyższej półki. No dobrze, wszystko brzmi bardzo dobrze i zachęcająco, ale zejdźmy na ziemię. Taki dyplom to – owszem – ogromny atut, ale też ogromne pieniądze. Policzyliśmy, ile może kosztować wysłanie naszej pociechy na naukę do Ameryki na taki najbardziej prestiżowy uniwersytet zrzeszony w tzw. Ivy League. Tanio nie jest. Już samo czesne może przyprawić o zawrót głowy – roczna kwota to wartość kawalerki w średnim polskim mieście. A to dopiero początek wydatków: zakwaterowanie, ubezpieczenie, wyżywienie, transport. Po roku możemy się zbliżyć do 300 tys. zł. Przygotowaliśmy dla państwa materiał, w którym staramy się to wszystko policzyć, pokazać, jak w ogóle „wziąć się z tym bykiem za rogi” i, co chyba najważniejsze, jak poszukać finansowania. Jak się okazuje, tych pieniędzy wcale nie musimy sami wykładać, a rozbudowany system stypendialny może nam ten nieosiągalny dyplom znacznie przybliżyć.

Ponadto przyglądamy się funduszom dóbr luksusowych, które mogą być ciekawym składnikiem naszego inwestycyjnego portfela. Sprawdzamy też dokładnie, ile faktycznie wynoszą koszty korzystania z bankomatu.

Zapraszam do lektury.