Jest tłoczno nie tylko na pasie startowym, ale i w powietrzu. Nietrudno więc o opóźniony lot. Sam tylko w tym roku doświadczyłem kilku sytuacji, kiedy lądowanie w punkcie docelowym miało miejsce ponad 3 godziny po zaplanowanym czasie. A że były to linie „unijne”, a opóźnienie nie było spowodowane strajkiem ani warunkami pogodowymi, tylko właśnie dużym ruchem, to należy mi się odszkodowanie, i to całkiem spore. I tu zaczynają się schody. Z doświadczenia nie tylko własnego, ale też naszych czytelników, wynika, że chociaż dura lex sed lex, przewoźnicy robią uniki, jakie tylko mogą. I trudno się temu dziwić. Wypłacenie odszkodowań 8 mln uprawnionych pasażerów mogłoby mocno zaboleć.