Dotychczas możliwości były następujące: albo zakup na raty, albo płatność kartą kredytową, która ma odroczony zazwyczaj ponad 50-dniowy termin spłaty. Oczywiście można było też zadłużyć się standardowym kredytem. Wszystkie te opcje wymagają jednak pewnych formalności i konieczności podawania swoich szczegółowych danych.
Furorę za oceanem zaczynają robić więc płatności odroczone. Oferta się rozrasta i przybywa coraz więcej graczy oferujących coraz bardziej elastyczne usługi. W Polsce rynek dopiero zaczyna raczkować i to głównie w ramach zakupów internetowych. W sklepach stacjonarnych w zasadzie jeszcze nie istnieje.
Wszystko wskazuje jednak na to, że to nowy mocny trend w finansach. Lada chwila oferta odroczonych płatności zacznie pojawiać się w polskich bankach. Na razie klient nad Wisłą ma jeszcze ograniczone możliwości. Prześwietlamy je i porównujemy w materiale otwarcia.
Skąd nagła popularność tego rozwiązania? Pandemia mocno przyspieszyła trend zakupów w sieci. Wzmocniła też nowe nawyki młodego pokolenia – chcemy coś kupić, sprawdzić, czy jest dobre, a dopiero zapłacić po tym, jak zdecydujemy się nie zwrócić produktu. Ważny jest też wspomniany aspekt wygody i minimalnych formalności. To dlatego karty kredytowe powoli odchodzą do lamusa.
W „Moich Pieniądzach" wspólnie z analitykami przyglądamy się akcjom spółek dywidendowych. Jest w czym wybierać i wciąż można załapać się na kilka sowitych wypłat. Bierzemy pod lupę nie tylko spółki, które w tym roku chcą jeszcze wypłacić dywidendę (sezon zapowiada się na dłuższy niż przed rokiem). Coraz więcej przewija się też firm, które zaczynają mówić o swoich dywidendowych planach na kolejny rok i na nie też zwracamy uwagę czytelników.