Dostałem własną kartę płatniczą i czułem się dorosły. Ale żeby zrobić przelew, trzeba było wybrać się do oddziału, odstać w kolejce, zlecić pani w okienku transfer, dyktując z uwagą i starannością kolejne cyfry numeru odbiorcy. Następnie złożyć podpisy na papierach dyspozycyjnych i... voilà! Po kilku dniach ktoś na drugim końcu kraju otrzymywał odpowiednią kwotę. Wtedy wydawało się to dużym ułatwieniem i alternatywą wobec Pocztowych megakolejek.
Dziś klient banku jest w innej galaktyce. Instytucje finansowe ścigają się na to, jak ułatwić mu życie. Jak podsunąć jeszcze lepsze usługi, by obsługiwanie finansów było łatwe, szybkie i przyjemne.
I pomyśleć, że w Polsce wciąż około 20 proc. społeczeństwa jest nieubankowione. Dla co piątego Polaka czas się więc zatrzymał. Listonosz jak w latach 90. przynosi gotówkę, a by opłacić rachunki, trzeba odstać w kolejce na poczcie, posłuchać dudnienia pieczątek i podpisać kilka papierów. Większości z nas aż trudno to sobie wyobrazić. Ale i to się zmienia i ten finansowy skansen też niebawem odejdzie do lamusa. Także ci dotychczas nieprzekonani do technologii zaczynają coraz bardziej ochoczo i gremialnie z niej korzystać. Także w w zakresie finansów.
Zapraszam do lektury