Kolejny bank, ING Bank Śląski, wprowadził do swojej oferty wielowalutową kartę płatniczą, którą można płacić w euro, funtach, dolarach i złotych. Takie karty znajdziemy też w Citi Handlowym, Pekao, a także w PKO BP i BGŻ BNP Paribas (w dwóch ostatnich dla zamożniejszych klientów).
Karta wielowalutowa pozwala płacić za granicą bez kosztów przewalutowania. Zwykle można ją podłączyć do wybranego rachunku bankowego (np. w euro czy funtach), a po powrocie z wakacji znów przepiąć do złotowego.
Brak prowizji za przewalutowanie przyniesie spore oszczędności: w niektórych bankach opłaty te sięgają 3–5 proc., a nawet więcej. Zaczęły się pojawiać, gdy VISA dwa lata temu zdecydowała, że będzie rozliczać się z bankami w walucie, w której prowadzony jest rachunek powiązany z kartą. W efekcie banki zostały pozbawione zarobku na opłatach ukrytych w kursach walutowych stosowanych przy przeliczaniu transakcji.
Jeśli bank nie ma w cenniku prowizji za przewalutowanie, niekoniecznie oznacza to, że korzystanie z jego karty za granicą jest tanie. Ważne są też kursy stosowane przy wymianie walut. Poza tym każdy powinien sprawdzić, jak będą rozliczane operacje opłacone jego kartą. W wielu bankach zasady mogą być różne w zależności od rodzaju plastiku. Na przykład Citi Handlowy pobiera 3 proc. za przewalutowanie transakcji wykonanej kartą debetową, aż 5,8 proc. – przy najpopularniejszych kartach kredytowych, ale niektórych takich kart opłata w ogóle nie dotyczy.
– Jeśli na wakacje nie jedziemy z biurem podróży, lecz wszystko organizujemy samodzielnie, opłaca się otworzyć konto walutowe z kartą. Można wpłacić na nie euro, dolary lub funty kupione np. w kantorze internetowym – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors.