- To program, który ma łączyć atuty „bezpiecznego kredytu 2 proc.” z większą efektywnością wydawania publicznych pieniędzy. Teoretycznie preferencyjnych kredytów może być mniej, a presja na wzrost cen nieruchomości może być mniejsza – komentuje Bartosz Turek, główny analityk HREIT. – Jednocześnie zasady dostępu do wsparcia publicznego dla rodzin wydają się dosyć liberalne – zaznacza.
Założenia programu „Mieszkania na start” przedstawił w czwartek na spotkaniu prasowym minister rozwoju i technologii Krzysztof Hetman. Wynika z nich, że w porównaniu z ofertą rządu PiS w ramach „bezpiecznego kredytu 2 proc.”, na zakup swojego pierwszego M będzie można pożyczyć taniej, ale uprawnionych może być mniej. Wprowadzone mają być bowiem ograniczenia w dostępie głównie poprzez kryterium dochodowe, ale też poprzez limit kredytu z dopłatami, w zależności do wielkości gospodarstwa domowego.
Na co może liczyć singiel w programie „Mieszkanie na start”
I tak, jeśli chodzi o jednoosobowe gospodarstwa domowe, czyli tzw. singli, kryterium dochodowe wynosić ma 10 tys. brutto na miesiąc (przy czy obowiązywać ma zasada „złotówka za złotówkę” do 500 zł). Wprowadzony ma też być nowy limit wieku – 35 lat (dotychczas było to 45 lat).
Singiel będzie mógł liczyć na kredyt z oprocentowaniem 1,5 proc. przez 10 lat (resztę wobec rynkowych warunków pokrywać mają dopłaty z budżetu państwa). Przy czym ze słów ministra Hetmana wynika, że na preferencyjnych warunkach pożyczyć będzie można maksymalnie 200 tys. zł, a jeśli potrzeby danej osoby będą większe – tzw. druga część kredytu może być udzielona na komercyjnych warunkach.
Z wyliczeń ekspertów wynika, że na nową ofertą załapią się więc single, którzy zarabiają do ok. 7 tys. netto, a więc o kila tysięcy więcej niż przeciętne wynagrodzenie. Z jednej strony taki poziom dochodów wydaje się całkiem rozsądny, biorąc pod uwagę, że młodzi ludzie na początku kariery zawodowej nie zarabiają kroci.