Niedawno było głośno o dwóch polskich alpinistach, którzy wybrali się w listopadzie na najwyższy szczyt Niemiec, Zugspitze. Pogoda się zepsuła, do tego w drodze powrotnej jeden z nich doznał kontuzji nogi i panowie zadzwonili po pomoc.
Kiedy ratownicy dotarli na miejsce, okazało się, że jest tam tylko jeden alpinista. Jak się okazało, jego kolega uciekł, gdyż przypomniał sobie, że nie ma polisy, i musiałby zapłacić za akcję ratunkową. Ratownicy zabezpieczyli poszkodowanego i ruszyli na poszukiwania drugiego turysty, dla którego samotna wycieczka (ucieczka?) po grani szczytowej w brzydki listopadowy dzień mogłaby się zakończyć tragicznie. Po sprawnym pościgu ratownicy go złapali, ale wspinacz dał sobie pomóc dopiero wtedy, gdy ratownicy obiecali, że nie każą mu za to płacić.
Czytaj więcej
Planujesz narty we Włoszech? Pamiętaj o ubezpieczeniu. Od 1 stycznia 2022 r. narciarze muszą mieć polisę.
Gdyby alpinista (czy raczej turysta) miał ubezpieczenie kosztów poszukiwania i ratownictwa, to oszczędziłby sobie kompromitacji i nerwów, a ratownikom dodatkowego biegania po górach.
Nie jest to odosobniony przypadek. Polscy turyści, przyzwyczajeni do tego, że w Polsce GOPR i TOPR udzielają pomocy nieodpłatnie (czytaj: na koszt społeczeństwa), a opiekę zdrowotną w państwach UE zapewnia karta EKUZ, często rezygnują z polisy turystycznej czy sportowej obejmującej takie elementy jak OC, assistance czy właśnie poszukiwanie i ratownictwo.