Ocenił, że do wymiany jest prawy reflektor, przedni zderzak i pokrywa maski. Warsztat podjął się naprawy i wysłał ubezpieczycielowi wstępny kosztorys. Wtedy towarzystwo uznało, że szkoda jest całkowita, ponieważ koszt naprawy przekracza 70 proc. wartości auta (suma ubezpieczenia wynosiła 10 tys. zł). Zaproponowano mi 2800 zł odszkodowania.
Warsztat zrewidował swoje rachunki. Zdecydował się na użycie tańszych części i kosztorys wyniósł ok. 6800 zł (czyli poniżej 70 proc. wartości pojazdu). Uregulowałam rachunek sama, gdyż potrzebuję samochodu. I zwróciłam się do ubezpieczyciela o zmianę wcześniejszej decyzji. Niestety, towarzystwo wciąż twierdzi, że szkoda była całkowita i upiera się przy wypłacie 2800 zł. Czy takie postępowanie jest prawidłowe? – pyta czytelniczka.
Towarzystwa uznają, że jeśli naprawa samochodu finansowana z autocasco kosztuje więcej niż wynosi limit określony w ogólnych warunkach ubezpieczenia (OWU), to szkoda jest całkowita. Limit ten jest podawany w procentach rynkowej wartości samochodu (zazwyczaj ok. 70 proc.).
Zakwalifikowanie szkody jako całkowitej powoduje zmianę sposobu liczenia odszkodowania. Ubezpieczyciel bierze pod uwagę nie przewidywaną wysokość kosztów naprawy, lecz różnicę między wartością pojazdu przed szkodą a wartością wraku. Sposób kwalifikowania szkody jako całkowitej również jest określony w OWU.
W przypadku naszej czytelniczki koszty naprawy zostały wyliczone na podstawie cen nowych części oryginalnych producenta pojazdu (bez uwzględnienia zużycia eksploatacyjnego) i cen robocizny w warsztatach autoryzowanych przez producenta samochodu. I tak wyliczone koszty przekroczyły 70 proc. wartości rynkowej auta w dniu powstania szkody. Zatem ubezpieczyciel prawidłowo zakwalifikował szkodę jako całkowitą. Fakt, że ostatecznie warsztat zredukował swoje koszty, nie powoduje – w świetle warunków umowy ubezpieczenia – zmiany kwalifikacji szkody.