Zakład Ubezpieczeń Społecznych prowadzi przegląd emerytalny w imieniu rządu Beaty Szydło. W zeszłym tygodniu na konferencji naukowej wstępnie zaproponowano wprowadzenie nowego, stażowego, kryterium uprawniającego do otrzymania emerytury minimalnej. Ma być to przynajmniej 15 lat opłacania składek przez kobiety i 20 lat przez mężczyzn.
Różnica między tą propozycją a obecnymi przepisami polega na tym, że teraz aby dostać minimalne świadczenie, kobiety muszą mieć 22-letni staż ubezpieczeniowy, a mężczyźni 25-letni. Z tym że obecnie jedną trzecią tego stażu mogą stanowić lata, kiedy byliśmy ubezpieczeni, ale nie płaciliśmy składek (ze względu na naukę, wychowanie dzieci). Jeśli ktoś ma taki staż, to dostanie przynajmniej emeryturę minimalną, bez względu na to, ile wpłacił składek. Jeśli nie ma odpowiedniego stażu, jego świadczenie może być niższe niż minimalne, może wynosić np. 250 zł czy nawet 100 zł miesięcznie.
Według nowej propozycji byłoby tak: nie masz stażu, nie masz minimalnej emerytury. Dostajesz jednorazowo w gotówce sumę wynikająca z tego, ile wpłaciłeś składek i jak były one waloryzowane.
To wstępna propozycja, ale wynika z niej, że politycy dążyć będą do uszczelnienie obowiązkowego systemu emerytalnego. Coraz częściej i dobitniej podkreślają, że potrzebna jest edukacja emerytalna oraz że każdy powinien pamiętać także o indywidualnym, dodatkowym i dobrowolnym zabezpieczeniu (czyli o tym, co teraz nazywamy III filarem).
A jakie możliwości daje system obowiązkowy? W przypadku ubezpieczeń społecznych ważne jest to, jaką mamy umowę o pracę i ile tych umów mamy. Inne powinności ubezpieczeniowe ma osoba, która pracuje tylko na podstawie umowy o dzieło, a inne ta, która równocześnie ma etat (umowę o pracę) i umowę o dzieło.