Rz: Art Agenda Nova jest już na rynku sztuki ponad 13 lat. Czy udało się wam wylansować konkretnych artystów?
Małgorzata Gołębiewska: Jesteśmy galerią prowadzącą stały research i trafne wybory decydują później o naszej wiarygodności. Zorganizowaliśmy debiutanckie wystawy Normana Leto, Tomka Kowalskiego, Bartka Kokosińskiego, Agnieszki Polskiej. Współpraca z tymi artystami trwała dłużej lub krócej, ale były to przemyślane działania. Jednym z najbardziej zaskakujących artystów, z którym mieliśmy okazję pracować przez lata, wymykającym się schematom i rutynie, jest Norman Leto. Z kolei dojrzałego i bardzo konsekwentnego w praktyce artystycznej, wrażliwego społecznie Łukasza Surowca reprezentujemy od czasu dyplomu do dziś. Te nazwiska mówią same za siebie. Współpracujemy intensywnie z Xaverym Deskur Wolskim i Andrzejem Żygadło. Jeśli do tej pory nieliczni o nich słyszeli, to na pewno wkrótce się to zmieni.
Co w promowaniu młodych, jeszcze nieznanych artystów jest najtrudniejsze? Jakie wiążą się z tym koszty?
Kiedy nie możemy wyguglować nazwiska, nie ma zbudowanego CV, należy zacząć nad tym pracować, zorganizować wystawę, w jej konsekwencji pozyskać pierwsze opinie, teksty krytyczne, notki medialne. Należy postarać się o kontakty z kuratorami instytucji publicznych, zainspirować artystę do uczestnictwa w konkursach, polecać do wystaw problemowych. To praca organiczna i długofalowe działania. Trzeba być zdeterminowanym. Ale wiele też zależy od artysty i jego postawy. Koszty to czas i energia poświęcone na promowanie artysty i jego prac. Są też oczywiście koszty wymierne: organizacyjne, wystawowe, wydawnicze, produkcyjne. To bardzo indywidualne sprawy. Wiele zależy od tego, w jakim stopniu galeria się angażuje. Ale na początek trzeba być przygotowanym na wydanie minimum 10 tys. zł.
Co należy zrobić, żeby po wypromowaniu artysty nie być przez niego porzuconym?