Wartość mojej kolekcji się podwoiła

Mam nadzieję, że ceny prac Szapocznikow i Fangora jeszcze wzrosną – mówi kolekcjoner sztuki Krzysztof Musiał

Publikacja: 15.05.2016 06:28

Krzysztof Musiał, absolwent Politechniki Warszawskiej oraz szkoły biznesu INSEAD  w Fontainebleau, g

Krzysztof Musiał, absolwent Politechniki Warszawskiej oraz szkoły biznesu INSEAD w Fontainebleau, gdzie w 1979 roku otrzymał dyplom MBA. Pionier branży komputerowej w Polsce. Od kilku lat poświęcił się przede wszystkim kolekcjonerstwu

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Miliszkiewicz

Na wernisażu wystawy Grzegorza Kozery ogłosił pan, że po dziesięciu latach zamyka Galerię aTAK.

Krzysztof Musiał: Niestety, to prawda. Kiedy zakładałem galerię 10 lat temu, miałem szczegółowy program wystaw. Przez trzy–cztery lata chciałem zrobić kilkanaście wystaw artystów, których cenię, a którzy byli rzadko prezentowani, przez to ich dorobek jest mniej znany. Miałem też w planie wystawy prac powstających podczas plenerów, które organizowałem w Toskanii lub we Francji. Tamten program zrealizowałem. Wystaw było w sumie 45, wydaliśmy 40 katalogów.

Ile pan dołożył w ciągu dziesięciu lat do galerii?

Dokładnie jeszcze nie policzyłem, ale z grubsza około miliona złotych.

Galeria nie zarabiała na siebie?!

Sprzedaliśmy sporo obrazów. Bez tego musiałbym dołożyć dwa razy tyle.

Korzystał pan z odliczeń podatkowych, innych przywilejów finansowych?

O ile mi wiadomo, w Polsce nie ma żadnych odliczeń. Nie korzystaliśmy też z grantów lub dotacji i nie zabiegaliśmy o nie.

Galeria jest w sercu Warszawy. Wystawiała poszukiwanych artystów, spośród klasyków, np. Fangora, Sienickiego, Nachta, z młodych np. Antoniego Starowieyskiego. Frekwencja była wysoka. W ciągu dnia zawsze byli zwiedzający. Ceny obrazów były podane oficjalnie. I trzeba było dokładać do handlu?

Zadecydował o tym brak zainteresowania sztuką i brak klientów mających na nią pieniądze, choć ceny w Polsce są względnie niskie w porównaniu z cenami równorzędnych dzieł na świecie. Często wystawialiśmy obrazy młodych autorów, średnio po 5 tys. zł. Jeśli marża wynosi 25 proc., daje to 1250 zł za sprzedanie obrazu. Od tego płaciliśmy podatek. Zostawało na czysto ok. 1 tys. zł.

Miesięczne koszty galerii wynoszą ok. 20 tys. zł. Powinniśmy sprzedawać ok. 20 prac miesięcznie, żeby zarobić tylko na opłaty stałe, czyli czynsz, personel, ochrona itp. Z żadnej wystawy nie sprzedaliśmy 20 prac, a wydawaliśmy katalogi, czego nie robi żadna inna galeria. Po 10 latach doszedłem do wniosku, że nie da się w Polsce prowadzić galerii, która ma dobrą lokalizację, odpowiednią liczbę personelu i w dodatku wydaje dobre katalogi.

Gdyby zrezygnował pan z wydawania katalogów, to by się pan zbilansował?

Nie, ale dziura byłaby mniejsza. Każdy katalog kosztował ok. 20 tys. zł, a to w sumie przez 10 lat daje ok. 800 tys. zł. Moim zdaniem wystawa jest ważna, ale katalog jeszcze ważniejszy. On zostaje na zawsze. Do katalogów miłośnicy sztuki wracają nawet po 100 latach. Wiem to z moich doświadczeń. Często kupuję na aukcjach lub w antykwariatach dawne katalogi. Interesuje mnie ich treść. Radość sprawia mi to, że mam obraz reprodukowany 100 lat temu w katalogu, a w dodatku mam ten katalog. Zdobyłem np. katalog paryskiej wystawy Eugeniusza Zaka z 1915 r.

Zakup obrazu reprodukowanego w dobrym katalogu nobilituje sam obraz i jego nabywcę?

Dobry katalog to przede wszystkim wizytówka artysty. Większość galerii w Polsce nie wydaje katalogów. Niektóre przygotowują folderki, które nie są dokumentem wystawy ani dorobku twórcy. My wydawaliśmy katalogi liczące nierzadko po 150 stron.

Teraz skupi się pan na organizowaniu wystaw polskiej sztuki na świecie. Gdzie będzie pierwsza wystawa?

Wiele osób, w tym pan redaktor, dopingowało mnie do zrobienia wystawy poza granicami Polski. Będzie więc wystawa polskiej sztuki powojennej z mojej kolekcji w Centrum Sztuki Nowoczesnej w mieście Velez-Malaga pod Malagą w Hiszpanii. Jest to bardzo dobrze zorganizowane muzeum, dobrze prowadzone, zajmuje wspaniały gmach. Polski Instytut w Madrycie pomaga sfinansować katalog. Wszystkie inne koszty pokrywa muzeum i miasto. Będzie to pierwsza wystawa, do której nic nie dołożę.

Do katalogu teksty napiszą m.in. burmistrz miasta, dyrektor miejscowego wydziału kultury i dyrektorka muzeum, która jest cenionym historykiem sztuki. Kuratorką wystawy jest hiszpańska historyczka sztuki dr Ines Artola. Pochodzi z Malagi, ale mieszka w Warszawie od lat, więc zna polską sztukę. Napisała w tekście do katalogu, że Polska to kraj dla Hiszpanów kompletnie nieznany. W Hiszpanii mało kto słyszał o polskiej sztuce. Wynika z tego, że daleko nam jeszcze do Europy.

Kuratorka dokonała już wyboru prac i zrobiła to według kryteriów łamiących nasze krajowe schematy. Wernisaż odbędzie się 10 czerwca, a wystawa będzie trwać do połowy września. Z klasyków pokazani będą np. Fangor, Stażewski, Brzozowski, Winiarski. Będzie też tzw. średnie pokolenie, czyli Gruppa, Tarasewicz i Ćwiertniewicz. Oczywiście nie zabraknie młodych artystów. W sumie pokażemy ok. 70 dzieł.

Jakie znaczenie dla promocji polskiej sztuki może mieć wystawa w niewielkim mieście w Hiszpanii?

Może mieć duże znaczenie. Muzeum jest bardzo znane w okolicy, a wystawa, katalog i kontakty pozwolą nam dotrzeć do innych miast w Hiszpanii. Dla mnie będzie to pierwszy pokaz z cyklu wystaw. Dalsze chciałbym zorganizować w Austrii.

Niedawno do Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie przekazał pan jako depozyt dzieła powojennych artystów związanych z akademią.

Za miesiąc, po zakończeniu remontu, trafi tam ok. 130 obrazów z moich zbiorów. ASP będzie mogło wypożyczać te prace do innych muzeów i na wystawy.

Pana zdaniem polska sztuka jest dobrą inwestycją?

Tak! Nie obliczałem tego specjalnie, ale szacuję, że w ciągu ostatnich 10 lat wartość mojej kolekcji podwoiła się. Nie znaczy to oczywiście, że wszystkie prace podskoczyły o 100 proc. Jedne zdrożały dziesięciokrotnie, a inne wcale.

Co najbardziej zdrożało?

Dzieła Szapocznikow, Opałki, Fangora. Kiedy 15 lat temu kupowałem obrazy od Teresy Pągowskiej, miała ona standardową cenę 40 tys. zł. Dziś jej prace kosztują średnio po ok. 100 tys. zł.

Jak krajowy rynek sztuki będzie wyglądał za dziesięć lat?

Podobnie jak dziś. Powstaje coraz więcej nowych domów aukcyjnych, więc zapewne wzrośnie liczba aukcji. Przez lata byłem przekonany, że aby robić w Polsce aukcje, trzeba mieć specjalną państwową licencję, tak jak na świecie. Dopiero teraz się zorientowałem, że aukcję sztuki może zrobić dosłownie każdy. W handlu dominować więc będą aukcje. Zmaleje liczba galerii i będą one coraz mniejsze. Już dziś zajmują przeważnie lokaliki po 20 metrów powierzchni.

Jacy malarze mogą osiągać najwyższe ceny za dziesięć lat?

Nigdzie na świecie nie da się tego przewidzieć. Mam nadzieję, że ceny prac Szapocznikow i Fangora jeszcze wzrosną. Absolutnie niemożliwe jest przewidzenie, który z dzisiejszych młodych artystów za 10–20 lat zajmie miejsce np. Tarasina, Modzelewskiego czy Tarasewicza. Jeszcze 10 lat temu były zapisy na obrazy Sasnala, a dziś, jeśli ktoś ma obrazy tego artysty, musi się dobrze namęczyć, żeby je sprzedać.

Pyta pan redaktor, co zmieni się za 10 lat. To bardzo krótki okres. Tyle istniała nasza galeria. W tym czasie zaszły minimalne zmiany. Jeśli chcemy dogonić światowe standardy i skalę w handlu sztuką, to mamy do przejścia dystans około 100 lat.

Od lat mieszka pan w Hiszpanii. Jakie obrazy na co dzień otaczają pana w domu?

Nie ma tam naukowego porządku. Jest np. Leopold Gottlieb, a obok niego Fangor. Są Tadeusz Brzozowski, Gierowski, Tarasin. Ten domowy zestaw często się zmienia.

Wyobraźmy sobie, że spośród ponad tysiąca dzieł z kolekcji może pan zabrać jedno na bezludną wyspę. Które by pan wybrał?

Obraz Leopolda Gottlieba! Przedstawia pracę w polu przy żniwach, ale nie temat jest dla mnie najważniejszy. To dzieło w duchu Cezanne’a, bardzo ciekawa kompozycja. Mam je od bardzo dawna.

—rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Sztuka
Inwestorze, prokurator zabierze ci obraz
Sztuka
Rekordowe licytacje, dobry początek roku
Sztuka
Pieniądze leżą na ulicy, wystarczy się schylić
Sztuka
Zdrożeją obrazy malarzy kolorystów
Sztuka
Tanio kupowali zaginione dzieła i odsprzedawali je za miliony