Choć dzieła sztuki oferują dobrą ochronę przed inflacją, a nierzadko przynoszą imponujące stopy zwrotu, to dla przeciętnego inwestora nie jest to łatwa forma lokowania kapitału. Sztuka nie jest płynną inwestycją, trudno ją na bieżąco wyceniać. Potrzebne są warunki do właściwego jej przechowywania oraz duża wiedza, a nawet eksperci często podejmują złe decyzje.
Czytaj więcej
Na krajowym rynku grafika artystyczna nadal ma radykalnie niższe ceny niż malarstwo, choć nierzadko ma większą wartość artystyczną, kolekcjonerską, dekoracyjną lub inwestycyjną. To szansa dla mniej zamożnych kolekcjonerów.
Część tych problemów rozwiązuje pojawienie się służących do inwestowania w sztukę platform, takich jak Masterworks, Yieldstreet, Otis. Oprócz nich na Zachodzie powstały pierwsze fundusze oraz indeksy cen sztuki. Jeszcze do niedawna inwestowanie w sztukę było domeną najzamożniejszych, teraz stworzyć zróżnicowany portfel dzieł mogą inwestorzy dysponujący niedużym kapitałem.
Masterworks oferuje możliwość zakupu udziałów w wybranych dziełach sztuki, i to bez minimalnej kwoty inwestycji – w praktyce jest nią wartość jednego udziału, która zwykle opiewa na około 20 dol. Firma stosuje się do wymagań nałożonych przez amerykańskiego regulatora rynku finansowego SEC, jednak nie gwarantuje stóp zwrotu. Korzystanie z platformy ma kilka minusów, na czele z dość wysokimi prowizjami. Naliczana jest 1,5-proc. opłata stała od wartości inwestycji, a przy sprzedaży każdego dzieła potrącana jest 20-proc. opłata od zysków.
Czas inwestycji w poszczególne dzieła sięga trzech–dziesięciu lat, a to oznacza bardzo ograniczoną płynność. Wszystko dlatego, że inwestor otrzymuje zwrot dopiero po ich sprzedaży. Udziały można sprzedawać na prowadzonym przez firmę rynku wtórnym, jednak jest on dostępny tylko dla inwestorów amerykańskich.