W czerwcu towarzystwa składają szkołom oferty ubezpieczenia NNW dla uczniów, a dyrekcje podejmują decyzje, którą polisę wybrać. Dlatego właśnie teraz rzecznik finansowy przyjrzał się nieprawidłowościom w tych ubezpieczeniach i przygotował na ten temat obszerny raport.
– To jedno z pierwszych ubezpieczeń, z jakimi stykają się młodzi ludzie. Obecnie widzą, że składka to rodzaj podatku czy innej obowiązkowej opłaty, którą rodzic płaci bez większej refleksji nad zakresem umowy. Z kolei po szkodzie narzeka na zbyt niskie odzkodowanie, bo nie wie, za co tak naprawdę zapłacił – mówi Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy.
Stałym problemem już od wielu lat są niskie sumy ubezpieczenia, wynoszące na ogół 10 – 12 tys. zł. Przy takich sumach składki są stosunkowo niskie, co cieszy rodziców, ale tylko do momentu wystąpienia szkody.
– Mamy świadomość, że dla niektórych rodzin składka roczna w wysokości 40 – 50 zł płatna na początku roku szkolnego to istotne obciążenie. Z drugiej strony, dla części rodziców nie jest to istotna kwota, co sprawia, że nie interesują się oni, za co tak naprawdę płacą – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Ubezpieczeniowo-Emerytalnego w biurze rzecznika finansowego.
Po szkodzie okazuje się, że przyznane świadczenie, które stanowi określony procent sumy ubezpieczenia, nie wystarcza np. na opłacenie rehabilitacji. Na przykład rodzice chłopca, który złamał palec u nogi i przez miesiąc był unieruchomiony, otrzymali 90 zł. Taką samą kwotę towarzystwo wypłaciło po złamaniu łokcia z przemieszczeniem. Natomiast odszkodowanie po urazie jamy brzusznej i stłuczeniu nerki, co wymagało długotrwałego leczenia, wyniosło 450 zł.