Za najem w dużych miastach trzeba dziś płacić przeciętnie 12 proc. więcej niż przed rokiem - wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane portali otodom i bankier. W awangardzie wzrostów mamy mieszkania małe – kawalerki (16 proc.) i dwupokojowe (13 proc.). W przypadku większych mieszkań wzrosty są trochę spokojniejsze, choć również dwucyfrowe (10 proc.).
Czytaj więcej
Sprawdzamy, ile kosztuje budowa domu na początku 2022 roku. Kalkulacje przeprowadziliśmy dla domów o powierzchni 100, 140 i 195 mkw.
Wśród lokalizacji, w których stawki w ciągu ostatnich 12 miesięcy najmocniej poszły w górę, mamy przede wszystkim największe miasta (Warszawę, Wrocław, Gdańsk, Kraków i Poznań). Na mniejszych rynkach wzrosty stawek przyszły z pewnym opóźnieniem, i dopiero w ostatnich miesiącach przybrały wyraźnie na sile. Jeśli trend zostanie utrzymany, to już niedługo dołączą one do „rynkowej czołówki”.
Winna niska baza
Zdaniem Bartosza Turka, analityka z HRE po części tak dynamiczne wzrosty stawek za wynajem zawdzięczamy temu, że pod koniec 2020 roku koniunktura na rynku najmu nie była najlepsza. Mamy więc w pewny stopniu do czynienia dziś z tzw. efektem niskiej bazy.
- Po prostu mająca miejsce pod koniec 2020 roku końcówka drugiej fali zachorowań nie sprzyjała koniunkturze na rynku najmu. Przypomnijmy, mieliśmy wtedy do czynienia z częściową nauką zdalną i częstą pracą zdalną czy zamkniętą gastronomią. Do tego ograniczenia w turystyce powodowały, że część właścicieli mieszkań wynajmowanych na doby, postanowiła zaproponować swoje lokale w bardzo atrakcyjnych cenach osobom, którzy chcieliby wynająć mieszkania na kilka miesięcy. Wtedy efektem było sporo pustostanów i spadek czynszów średnio o 5-10 proc. względem przełomu lat 2019/20 – wskazuje analityk.