Rząd zapowiada walkę z tzw. umowami śmieciowymi. Jest już przesądzone – gotowy jest projekt ustawy – że nie będzie można płacić składek do ZUS tylko od jednej, nawet bardzo niskiej umowy-zlecenia, a pozostałe nie będą nim objęte. W tym roku każde 1680 zł będzie oskładkowane. Do ZUS zaczną też płacić członkowie rad nadzorczych. Ale gabinet Tuska idzie dalej. Może wprowadzić składki emerytalne od umów o dzieło. „Rzeczpospolita" analizuje, co plany rządu będą oznaczać w praktyce.
Mniej pracy, ?więcej bezrobotnych
Podstawową motywacją rządu dla objęcia składkami ZUS kolejnych osób jest troska o ich bezpieczeństwo socjalne. Ale – jak wskazują eksperci – na dobrych chęciach może się skończyć. – Nie ma gorszego podatku niż nakładanego na pracę – uważa Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Tłumaczy, że sytuacja, w której znowu będą rosnąć koszty pracy, doprowadzi do pogorszenia, a nie poprawy sytuacji pracujących. – Firmy albo ich zwolnią, albo uciekną w szarą strefę – przestrzega.
– Wyższe składki do ZUS to po prostu niższa wypłata do ręki – ostrzega Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. A to pogorszy, a nie poprawi sytuację socjalną pracujących.
Według danych OECD w 2013 r. tzw. klin podatkowy w Polsce dla pracownika otrzymującego przeciętne wynagrodzenie wynosił 35,5 proc. Płaca netto (po opodatkowaniu) stanowi zatem 64,5 proc. całych kosztów. To dość wysoka stawka. Zajmujemy 14. miejsce – na 34 kraje zrzeszone w OECD – pod względem fiskalizmu państwa w płacach.
Co ciekawe, dość sceptycznie do planów rządu podchodzą nawet związki zawodowe. – Co do zasady składki do ZUS powinny płacić wszystkie osoby osiągające dochód – mówi nam Jan Guz, przewodniczący OPZZ. Zaraz jednak dodaje, że muszą istnieć wyjątki dla niektórych grup. – Taką grupą są twórcy – wskazuje Guz.