Wszystkie wymiary życia jednostek i społeczeństw są ze sobą powiązane i zmiana w jednym z nich z reguły pociąga konieczność dostosowań w innych. Jednak instytucje lubią o tym zapominać, a tym bardziej o tym, że zmiana jednej instytucji z reguły wymaga zmian innych, tak, by ich status quo nie podważało zmiany pierwotnej. Już przy okazji reformy emerytalnej, a ponownie w przy okazji podniesienia wieku emerytalnego, komentatorzy zwracali uwagę, że potrzebne będą zmiany w systemie rentowym. Może się bowiem okazać, że wysokość renty z tytułu niezdolności do pracy w przypadku niektórych osób, zwłaszcza pracujących z przerwami i niskozarabiających, okaże się dość atrakcyjną i dużo wcześniej dostępną alternatywą dla emerytury, co będzie skłaniało do nadużyć. Czy ich skala może okazać się podobna jak ta w latach 1990., trudno ocenić, ale najlepiej byłoby problem rozwiązać zanim się pojawi. Choć być może pojawiłby się następny – przecież po reformie orzecznictwa w drugiej połowie lat 1990. rentę było trudniej dostać, ale wprowadzono zasiłki przedemerytalne. Gdy w 2001 r. je zniesiono, na popularności nabrały świadczenia przedemerytalne. Od 2004 roku ich wysokość była dość niska (wcześniej były one częściowo zależne od wcześniejszych wynagrodzeń) i ich popularność spadła, lecz wzrosła wtedy popularność wcześniejszych emerytur, zwłaszcza po 2006 roku. Ta wymienność sposobów dezaktywizacji zawodowej sprawiła, że między 1992 a 2004 rokiem przeciętny wiek opuszczania rynku pracy w Polsce obniżył się dla kobiet o dwa i pół, a dla mężczyzn o trzy lata.

Wcześniejszych emerytur już w systemie powszechnym nie ma, ale świadczenia przedemerytalne są. Obecne rozwiązanie przewiduje wypłatę świadczeń po likwidacji, upadłości lub niewypłacalności pracodawcy, u którego osoba była zatrudniona przynajmniej 6 miesięcy, pod warunkiem osiągnięcia wieku 56 lat i 20 lat stażu przez kobiety (lub 34 lat stażu bez względu na wiek) oraz 61 lat i 25 lat stażu przez mężczyźni (lub 39 lat stażu bez względu na wiek), oraz pozostawanie w rejestrze bezrobotnych przez 6 miesięcy. Od 1 marca 2012 roku świadczenie wynosi 938,25 zł i jest wypłacane do momentu przejścia na emeryturę. W 2011 roku wydatki na ten cel wyniosły 984,7 mln zł (średnio w miesiącu pobierało je 87 102 świadczeniobiorców), w roku obecnym wyniosą zapewne ok. 10 proc. więcej i przekroczą miliard złotych. Po zniesieniu wcześniejszych emerytur, także i świadczenia można byłoby wycofać. Wpływ takiej zmiany na finanse publiczne były umiarkowany, niemniej jednak zauważalny – od ok. 180 mln zł oszczędności w roku 2015, po ponad 1,0 mld w roku 2020. Środki te mogłyby zostać przeznaczone na finansowanie działań aktywnej polityki rynku pracy adresowanych do osób w wieku przedemerytalnym, a nawet wsparcie ich pozostawania w zatrudnieniu.

Tymczasem, na dwa miesiące przed rozpoczęciem podwyższania wieku emerytalnego okazuje się, że kryteria przyznawania świadczeń pozostają na razie niezmienione, czyli nadal będzie można je uzyskać w wieku odpowiednio 56 i 61 lat. Tak więc wraz z podnoszeniem wieku emerytalnego świadczenia będą przyznawane stopniowo na coraz dłużej. Na początku przyszłego roku okres uprawnienia wzrośnie więc o 3 miesiące, czyli niewiele, ale za rok – o 9 miesięcy. A to już sporo, zarówno z punktu widzenia atrakcyjności tego świadczenia (zwłaszcza, że do końca tej dekady kobietom nie będą przysługiwały emerytury częściowe), jak i potencjalnych wydatków publicznych na ten cel – te zamiast maleć, będą raczej rosnąć. I tym sposobem, prawie zapomniany, stworzony ponad dekadę temu w odpowiedzi na poprzedni kryzys, element zabezpieczenia społecznego nabiera znów na znaczeniu. Można odnieść wrażenie, że o pewnych kwestiach będziemy mówić bez końca.

 

Piotr Lewandowski jest współzałożycielem (w 2006 r.) i głównym ekonomistą Instytutu Badań Strukturalnych. Zajmuje się głównie ekonomią pracy, emerytalną i finansów publicznych, w tym modelowaniem ilościowym, prognozami i projekcjami w tych obszarach. W przeszłości współpracownik Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, Banku Światowego i UNDP Polska. Związany z Katedrą Ekonomii I SGH w Warszawie.