Małgorzata długo zwlekała z zakupem polisy mieszkaniowej. Zawsze były pilniejsze wydatki i ciekawsze sprawy. Do czasu, aż pękł jej wężyk w łazience i zalała sąsiada. Sąsiad zlikwidował szkodę ze swojej polisy mieszkaniowej, a jego ubezpieczyciel hojnie wypłacił odszkodowanie, po czym zażądał zwrotu wypłaconej kwoty od sprawcy zdarzenia, czyli Małgorzaty. To jest tzw. roszczenie regresowe.
– Najważniejszą rzeczą w procesie regresu ubezpieczeniowego jest ustalenie osoby odpowiedzialnej za zdarzenie. Jeżeli będzie to ktoś inny niż ubezpieczony, to towarzystwo ubezpieczeń, którego polisę posiadał, domaga się zazwyczaj rekompensaty od sprawcy – tłumaczy Rafał Mosionek, wiceprezes Compensy.
Warto sprawdzić: Dom zniszczony, odszkodowanie starczy na drzwi. Co robić?
Ubezpieczyciel kalkuluje
Roszczenie regresowe powstaje dopiero w momencie wypłaty odszkodowania osobie, która doznała szkód w wyniku zalania, a jego wysokość nie może przekraczać wartości przekazanej pomocy. Często za zalanie odpowiada pęknięty wężyk doprowadzający wodę do pralki lub cieknący kran.
Jak mówi Marek Gajcy, dyrektor departamentu wsparcia likwidacji szkód w Link4, sam fakt zalania „z góry” nie musi przesądzać o odpowiedzialności lokatora powyżej. Zazwyczaj w takich sytuacjach osoba poszkodowana proszona jest o zgłoszenie tego faktu do administratora budynku, który powinien sporządzić protokół, wskazując przyczynę powstania szkody. Powinno to się odbyć w trybie wizji lokalnej zarówno w mieszkaniu poszkodowanego, jak i domniemanego sprawcy, aby bez wątpliwości wskazać przyczynę. W następnym kroku określa się odpowiedzialność za szkodę. Nie każde zalanie wiąże się z automatyczną odpowiedzialnością właściciela lokalu powyżej. Mamy tu do czynienia z odpowiedzialnością na zasadzie winy, co oznacza, że trzeba wykazać, że do szkody doszło w wyniku działania lub zaniedbania.