Dziś druga z tych pasji wygrała na całej linii: o ile zbieranie znaczków pocztowych zanika wraz z usługami pocztowymi, o tyle kolekcjonowanie monet wydaje się kwitnąć jak nigdy.
– Jest tak wiele monet, których nikt wcześniej nie widział, a nawet nie wiedział o ich istnieniu – wzdychał niedawno szef specjalistycznej agencji numizmatycznej i domu aukcyjnego Numismatica Ars Classica, Arturo Russo. Wiedział, co mówi, bo przez jego firmę na co dzień wędrują wyjątkowe znaleziska pasjonatów oraz całe ich kolekcje, o wartości setek milionów dolarów i historiach, które Hollywood czy Netflix mogłyby z powodzeniem adaptować na wciągające widowiska.
Jak choćby dzieje nieżyjącego już kolekcjonera (pomimo upływu lat personalia są utajnione), którego zbiór ma trafić wkrótce na rynek poprzez dom aukcyjny Russo. Niemal sto lat temu twórca kolekcji był świadkiem wybuchu Wielkiego Kryzysu i załamujące się kolejne giełdy i rynki pozostawiły go z silnym przekonaniem, że bezpieczeństwo finansowe gwarantuje wyłącznie posiadanie złota. Ale chodziło i o to, żeby nie był to zwykły zbiór niezbyt interesujących sztabek, lecz kolekcja rarytasów: dukatów, gwinei czy tomanów, starożytnych, średniowiecznych i z wczesnej nowożytności.
Kolekcjoner wyruszył w podróż po świecie, która miała trwać mniej więcej dekadę. Objeżdżał przede wszystkim obie Ameryki i Europę systematycznie odwiedzając renomowane sklepy i pchle targi w poszukiwaniu najrzadszych i najpiękniejszych monet. Ale nad Europą – gdzie osiadł wraz z żoną – zbierały się ciemne chmury nazizmu. Gdy wybuchła wojna kolekcja była podzielona na trzy oddzielne zbiory: jeden złożony w kraju pochodzenia, drugi – w kraju, w którym kolekcjoner dokonywał zakupów najczęściej i trzeci, który miał on przy sobie i który zdecydował się ukryć. Monety – upakowane w aluminiowych kasetach, a nawet pudełkach po cygarach – wylądowały pod ziemią. I tam pozostały na kolejne kilkadziesiąt lat, gdyż ich właściciel u progu mającej spustoszyć świat wojny dostał zawału, najprawdopodobniej w chwili wkroczenia armii III Rzeszy do kraju, w którym żył.
– Wdowa wyczuwała chyba, że skoro tylko ona wie, gdzie złożone są zbiory, to pozostawienie ich w spokoju będzie najlepszym sposobem, by je zachować – komentował Russo. No i w pewnym sensie były one też przyczyną śmierci kolekcjonera, bo zapewne strach przed ich utratą doprowadził właściciela do zawału. Dopiero po wielu dekadach rodzina doprowadziła do połączenia całości kolekcji: w sumie około 15 tysięcy rzadkich i pięknych monet, które po pełnym skatalogowaniu i profesjonalnej wycenie mają przez trzy kolejne lata trafiać na rynek.