Postanowiliśmy więc sprawdzić, gdzie możemy się schronić przed tym ciągłym podgryzaniem naszego portfela przez wzrost cen. Kluczem do naszego miniporadnika jest słowo „dywersyfikacja”. Zastanawiamy się, jak rozłożyć inwestycje naszego portfela, by uchronić kapitał przed spadkiem wartości.

O bankowych lokatach chyba lepiej zapomnieć. Niewiele z nich uchroni dziś nasze pieniądze przed realną stratą, a te, które biją inflację, są mocno obwarowane różnymi limitami i chwilowymi promocjami. Idziemy dalej. Rynek długu? Może być, ale też szału nie ma. Najlepiej na detalicznych obligacjach wyjdą pobierający 500+, bo zyskują dzięki świadczeniu dostęp do lepiej oprocentowanych papierów. Jednak kupony mające oprocentowanie ponad inflację oparte są na jej historycznych wartościach. Przy mocniejszym wzroście cen też się nie sprawdzą.

Część naszego majątku warto więc wpakować w rynek złota – czy to bezpośrednio w żółte sztabki, czy też w certyfikaty kruszcowego funduszu. Tradycyjnie w czasach niepewnych metal zyskuje blask i tak jest w tym roku. Co jeszcze? Nieruchomości. Tu, podobnie jak ze złotem, wcale nie musimy nabywać fizycznego lokalu. Bardziej płynne i wymagające zdecydowanie mniej kapitału są certyfikaty odpowiednich funduszy. Tak rozłożony portfel przynajmniej na papierze powinien bezpiecznie przeczekać silniejszy wzrost cen, nie tracąc wartości.

Ponadto kolejny materiał w ramach cyklu edukacyjnego przygotowanego z ZUS. Tym razem pokazujemy, że nawet jeśli nie podlegamy obowiązkowym ubezpieczeniom społecznym, powinniśmy rozważyć samodzielne ich opłacanie. Bierzemy też m.in. pod lupę koszty wyprawienia naszego dziecka do szkoły. Tanio niestety nie jest, tym bardziej warto ostrożnie wydawać każdą złotówkę.

Zapraszam do lektury.