OFE. Stracimy gdy Morawiecki oddał, a nie Tusk zabrał

Paradoks OFE polega na tym, że na demontażu drugiego filara emerytalnego stracimy nie wtedy gdy Tusk zabrał, lecz gdy Morawiecki oddał.

Publikacja: 09.03.2021 15:45

OFE. Stracimy gdy Morawiecki oddał, a nie Tusk zabrał

Foto: Bloomberg

Teza wydaje się prowokacyjna. W 2014 roku rząd Donalda Tuska zabrał przecież ponad połowę aktywów otwartych funduszy emerytalnych. Każdy uczestnik OFE stracił w tamtym czasie 51,5 proc. wartości swojego rachunku w otwartym funduszu emerytalnym. Istotną różnicą jest jednak to jakie aktywa OFE wtedy zostały „znacjonalizowane” i co obywatelom zaoferowano w zamian. Dzisiaj tego manewru nie da się powtórzyć, a żeby uszczknąć coś dla Skarbu Państwa trzeba zabrać obywatelom.

Założenia likwidacji OFE są stworzone z myślą o potrzebach fiskusa

Warto sprawdzić: Likwidacja OFE. ZUS czy IKE. Co wybrać, żeby nie stracić

Krótka historia demontażu OFE

Proces rozbioru otwartych funduszy emerytalnych zaczyna się w 2014 roku. Rząd Donalda Tuska dokonuje przeniesienia ponad połowy aktywów z majątku otwartych funduszy emerytalnych. Takie działanie słusznie wywołało kontrowersje społeczne i wątpliwości prawne. Te drugie ostatecznie przeciął wyrok Trybunału Konstytucyjnego, a dla wielu wyrok TK jest jednym ze źródeł późniejszego kryzysu praworządności.

Od strony ekonomicznej jednakże zmiana była czystą sztuczką księgową, w której korzyści odniósł Skarb Państwa, przy tym nie odbyło się to kosztem obywateli. „Nacjonalizacja” OFE dotyczyła tzw. dłużnej części aktywów funduszy emerytalnych, który w zdecydowanej większości składały się z obligacji Skarbu Państwa. Rząd Donalda Tuska zabrał zatem z OFE swój własny dług, który za pośrednictwem funduszy emerytalnych miał wobec przyszłych emerytów.

Z perspektywy klientów OFE zmiana – gdyby patrzeć z szerszej perspektywy – nie niosła diametralnych konsekwencji. Owszem, naszej rachunki w OFE zmniejszyły się o 51,5 proc.. W zamian jednak równowartość tej kwoty została zaewidencjonowana na specjalnym subkoncie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Przeciętny Kowalski, którego rachunek OFE stopniał o 10.000 zł tę kwotę mógł zatem odnaleźć na subkoncie ZUS.

Ustawodawca założył, że zmiana statusu prawnego zabranych z OFE środków powinna być niezauważalna. Środki na subkoncie ZUS są zatem przedmiotem dziedziczenia i podziału w przypadku rozwodu – podobnie jak środki w OFE. Co to zatem oznaczało dla obywateli? Wierzytelności wobec państwa zarządzane przez OFE, zamieniły się na wierzytelność z systemu ubezpieczeń społecznych gwarantowanego przez państwo. Biorąc pod uwagę korzystną waloryzację środków na subkoncie ZUS przeniesione środki miały nawet korzystniejsze oprocentowanie niż obligacje skarbowe. Faktycznie zatem przeciętny Kowalski mógł w czasie wzrostu gospodarczego ostatnich lat na tej zmianie nominalnie zyskać.

Warto sprawdzić: Po PPK rząd zajmie się wprowadzeniem OIPE, „unijnego IKE”

Co w zamian „oddał” przeciętny Kowalski w 2014 roku? To dyskusja o tym, czy dług jaki państwo ma wobec obywatela w obligacjach skarbowych jest w czymś lepszy od długu, który państwo tworzy w systemie ubezpieczeń społecznych. Różnica jest niezauważalna, gdyby spojrzeć z szerszej perspektywy. Tu i tu głównym ryzykiem jest bankructwo państwa, które bankrutując długu nie spłaci. Może to zrobić tu i tu, chociaż bardziej niewyobrażalne jest bankructwo systemu ubezpieczeń społecznych. Bankructwo wobec wierzycieli z obligacji skarbowych to cykliczne zjawisko w historii świata. Państwo może „manipulować” systemem ubezpieczeń społecznych. Tak samo może też manipulować swoimi zobowiązaniami z obligacji. Pamiętajmy, że fundusze emerytalne muszą przestrzegać ustaw, a zatem państwo ma wpływ na zachowanie wierzyciela. Zamieniając obligacje skarbowe w OFE na subkonto w ZUS nie zmieniliśmy dłużnika, ani też straciliśmy żadnej gwarancji przed jego niesumiennością. Wcześniej takiej gwarancji bowiem nie mieliśmy.

Główny i słuszny zarzut wobec demontażu z 2014 roku dotyczył złamania umowy społecznej i w ostatecznym rozrachunku odwrócenia reform emerytalnych. Piętno „nacjonalizacji” a wręcz „kradzieży” to efekt porażki na polu komunikacji i politycznego PR. W rzeczywistości dla przeciętnego uczestnika demontaż z 2014 roku był swoistą „transformacją” jego wierzytelności emerytalnej wobec państwa. Z gruntu rzeczy zatem demontaż OFE w wykonaniu rządu Donalda Tuska był zabiegiem księgowym.

Likwidacja OFE rządu Morawieckiego

Z przyczyn oczywistych rząd Mateusza Morawieckiego takiego samego manewru powtórzyć nie może. Nie da się już na OFE „zarobić” dla Skarbu Państwa w sposób neutralny dla obywateli. W OFE zostały już aktywa innego rodzaju – te związane z rynkiem akcji. Kapitału trzymanego w akcjach spółek notowanych na polskiej giełdzie nie da się w prosty sposób przepisać pomiędzy różnymi tabelkami u księgowego. Ktoś bowiem musi być właścicielem akcji. Nie da się ich umorzyć jak obligacji. Skarb Państwa po ich przejęciu musiałby je albo sprzedać albo trzymać licząc na dochody płynące z dywidendy.

Planując dokończenie likwidacji OFE rząd Mateusza Morawieckiego miał dwa skrajne wyjścia. Po pierwsze miał możliwość przekazać całość kapitału w ręce Polaków. Można było to zrobić w prosty sposób – poprzez przekształcenie OFE w IKZE. Taka operacja nie byłaby skomplikowana – wystarczyłoby dokonać prawnego przekształcenia rachunków OFE w IKZE (indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego stworzone przy okazji zmian w OFE w 2012 roku). W drugim skrajnym wariancie można było przenieść cały majątek OFE do systemu publicznego, co wiązałoby się w zasadzie z gigantyczną nacjonalizacją na polskiej giełdzie.

Problem dla rządzących było jednak to, że w pierwszym taka zmiana nie dawała nic Skarbowi Państwa, a w drugim była niemożliwa bez diametralnej zmiany systemu gospodarczego. Pokusa jednak okazuje się zbyt duża. Przy tej wartości kapitału nie uszczknąć czegoś dla fiskusa byłoby grzechem zaniechania. Stąd też zamiast przekształcenia w IKZE planowane jest przekształcenie w IKE (indywidualne konto emerytalnego), w ramach którego zostaje realizowany wariant pośredni. Zaproponowano model zakłada decyzję obywateli co do losu ich kapitału w OFE. Można wybrać przeniesienie całości kapitału do ZUS (wariant nacjonalizacji aktywów OFE) albo przekształcenie OFE w prywatne konta IKE. W tym drugim modelu trzeba będzie jednak zapłacić podatek w wysokości 15 proc.. Założenie jest takie, że większość z nas wybierze prywatyzację i przekształcenie w IKE. To oczekiwana postawa społeczeństwa, dzięki której uniknie się turbulencji rynku kapitałowego. Dlatego projektu ustawy zakłada, że przekształcenie w IKE jest docelowym rozwiązaniem. Jednocześnie fiskus zarobi niemałą kwotę na podatku.

Obydwa warianty są korzystne dla Skarbu Państwa oraz niekorzystne dla obywatela. Decyzja obywatela to wybór między wariantem mniej niekorzystnym z jego perspektywy. Przeniesienie do ZUS oznacza, że kapitał dzisiaj ulokowany w akcjach spółek giełdowych zostanie zaewidencjonowany na zwykłym koncie w ZUS (nie subkoncie). Nie będzie dziedziczony (jak to było w OFE), waloryzacja będzie mniej korzystna i tracimy szanse na zwiększanie wartości kapitału w czasie z inwestycji na giełdzie. Przekształcenie w IKE pozwoli zachować środki w dotychczasowej formie, ale po „prywatyzacji” rachunek będzie niższy o 15 proc. podatku.

Warto sprawdzić: Limit wpłat na IKE i IKZE w 2021 r. Ciut więcej niż w 2020

Nie sposób przy tym nie zauważyć, że ostatnia prosta prac nad tym projektem to poszukiwanie pretekstu do nałożenia podatku. Z tego względu po drodze zmieniła się koncepcja przekształcenia. Zamiast pierwotnie IKZE środki trafią na IKE, a wobec odmiennego modelu podatkowego tego drugiego państwo zyskuje pretekst do nałożenia podatku już dzisiaj. W zamian obywatel nie zyskuje żadnej gwarancji, że środki te nie zostaną opodatkowane w przyszłości. TO nie tak, że bez podatku dzisiaj obywatele zyskiwaliby coś ekstra. Płaciliby podatek w przyszłości. W ostatecznym rachunku zapłacą podatek dzisiaj bez realnej gwarancji, że podatku w przyszłości nie zapłacą i tak. Jakakolwiek obietnica złożona w imieniu przyszłych rządzących nie ma pokrycia.

Założenia likwidacji OFE są zatem stworzone z myślą o potrzebach fiskusa. Trawestując stare powiedzenie piłkarskie Garry’ego Linekera o niezwyciężonych Niemcach – projekt likwidacji OFE to gra, w której decyzję podejmuje obywatel, ale na koniec i tak wygrywa fiskus.

Adrian Prusik, radca prawny, ekspert Instytutu Emerytalnego

Teza wydaje się prowokacyjna. W 2014 roku rząd Donalda Tuska zabrał przecież ponad połowę aktywów otwartych funduszy emerytalnych. Każdy uczestnik OFE stracił w tamtym czasie 51,5 proc. wartości swojego rachunku w otwartym funduszu emerytalnym. Istotną różnicą jest jednak to jakie aktywa OFE wtedy zostały „znacjonalizowane” i co obywatelom zaoferowano w zamian. Dzisiaj tego manewru nie da się powtórzyć, a żeby uszczknąć coś dla Skarbu Państwa trzeba zabrać obywatelom.

Warto sprawdzić: Likwidacja OFE. ZUS czy IKE. Co wybrać, żeby nie stracić

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarz
Drogo, drożej... surowce
Komentarz
Polisa coraz częściej szyta na miarę
Komentarz
Rynek długu rozdaje karty
Komentarz
Potencjał niewidoczny na papierze
Komentarz
Finansowe kombajny w kieszeni