Osiem tysięcy osób dobrowolnie płaci składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Ponad dwa razy więcej (17,6 tys.) zdecydowało się na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne. To mikroskopijne liczby, biorąc pod uwagę, że ponad milion ludzi nie ma ubezpieczenia zdrowotnego oraz emerytalnego. I może mieć z tego powodu poważne kłopoty finansowe.
Opcje lepsze i gorsze
Na co dzień ubezpieczenie wydaje się niepotrzebne. Kłopoty zaczynają się, gdy poważnie zachorujemy, musimy iść do szpitala, albo zwyczajnie poślizgniemy się i złamiemy nogę czy rękę. Okazuje się wówczas, że koszty opieki medycznej są wysokie. Nastawienie złamanej ręki i usztywnienie jej może kosztować w szpitalnym oddziale ratunkowym kilkaset złotych. Do tego dochodzi opłata za prześwietlenie, za opatrunek itd. Im poważniejsze dolegliwości, tym koszty wyższe.
Warto więc pomyśleć o wykupieniu dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego, jeśli nie mamy obowiązkowego. Powszechnym ubezpieczeniom zdrowotnym (społecznym też) nie podlegają umowy o dzieło. Z kolei w przypadku zleceń dla studentów ubezpieczenia są dobrowolne.
Najtańszym rozwiązaniem, zgodnym z prawem, ale nieco niehonorowym, jest zarejestrowanie się w powiatowym urzędzie pracy jako osoba bezrobotna. Wielu ludzi uważa, że jeśli prawo daje taką możliwość i jest ona dla danej osoby najtańsza, to nie ma nic niestosownego w korzystaniu z niej. Rejestrują się więc jako bezrobotni tylko po to, by mieć dostęp do powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Nie zastanawiają się nad tym, że pieniądze na ich ewentualne leczenie będą pochodziły z podatków.
W dobrej sytuacji są ci, którzy są małżonkami osób ubezpieczonych. Wówczas mąż lub żona zgłasza niepracującego, nieubezpieczonego małżonka do powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Składka płacona przez pracującego (za siebie i ewentualnie za uczące się dzieci) daje odtąd prawo mężowi czy żonie do spokojnego korzystania z usług medycznych.