W lipcu ubiegłego roku miałem zderzenie z dzikiem. Zgłosiłem zdarzenie do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która przyjęła zgłoszenie.
Odwiedził mnie rzeczoznawca, szkoda została wyceniona na około 7 tys. zł. Po dwóch tygodniach dostałem odmowę wypłaty, jako przyczynę podano, że „to że nie było znaku, nie oznacza że powinien tam być”. Czy mogę coś zrobić? – pyta czytelnik.
Zarząd dróg odpowiada za uszkodzenie samochodu w wyniku zderzenia ze zwierzętami leśnymi, ale tylko wtedy, gdy ponosi za to winę, a kwestie dowodowe nie są w tym przypadku proste. Właściciel uszkodzonego samochodu powinien wskazać na działania lub zaniechania zarządcy, które noszą znamiona winy, czyli powinien podać, które obowiązki określone przepisami prawa zostały naruszone.
Jednym z obowiązków zarządcy drogi jest ostrzeganie kierujących za pomocą znaków drogowych, że na danym odcinku drogi mogą pojawiać się dzikie zwierzęta. Znaki ostrzegawcze stosuje się nie tylko w miejscach, gdzie występuje niebezpieczeństwo stale, ale także tam gdzie występuje ono okresowo, np. w miejscach pojawiania się zwierząt. Jeśli zarządca nie postawił znaku w takim miejscu, to można ubiegać się od odszkodowanie.
Trudność może sprawić jednak udowodnienie, że w danym miejscu powinien znajdować się znak. A jeśli do zdarzenia zderzenia doszło poza obszarem, którego charakter uzasadniałby ustawienie ostrzegającego znaku drogowego, to zarząd drogi nie musi wypłacać odszkodowania.