Czas wypuścić eksponaty uwięzione w muzealnych piwnicach

Sztuka zmarłego artysty żyje wtedy, kiedy krąży na rynku. Czas wypuścić eksponaty uwięzione w muzealnych piwnicach.

Publikacja: 06.04.2020 17:03

Czas wypuścić eksponaty uwięzione w muzealnych piwnicach

Foto: Sopocki Dom Aukcyjny

Krajowi marszandzi i kolekcjonerzy sztuki od lat skarżą się na niską podaż towaru. Jest niska przede wszystkim dlatego, że nie mieliśmy silnego mieszczaństwa. W innych krajach przez stulecia zamawiało ono dzieła sztuki lub wyroby rzemiosła artystycznego, których u nas powstało niewiele.

Warto sprawdzić: Polskie dzieła rosną w siłę. W Londynie padł rekord cenowy

Muzea zapchane darami

Problem niskiej podaży można rozwiązać! Prawo pozwala na rozważną wyprzedaż z muzealnych magazynów. Za zdobyte środki muzea wzbogacą swoje zbiory. Istotnie zmaleją wysokie koszty przechowywania przypadkowych obiektów w magazynach. Prywatni miłośnicy sztuki zyskają szansę kupienia obiektów wartościowych z punktu widzenia rynku.

Magazyny polskich muzeów zamulone są nietrafnymi zakupami oraz darami. Zakupy i dary bardzo często miały charakter czysto polityczny, zwłaszcza w PRL, choć nie tylko.

W Polsce Ludowej nie było wolnego rynku sztuki. Dla artystów muzeum było symbolem wiecznego trwania. Dlatego wszelkimi sposobami starali się swój dorobek umieścić w muzeum. Wyliczyć można setki tego typu darów. Komuniści sprzyjali darom dla muzeów, również ze strony artystów polonijnych. Dzięki temu zyskiwali propagandowy argument, że polscy twórcy popierają PZPR.

W 2014 roku ukazała się monografia „Kultura w praktyce. Zagadnienia prawne” (tom 3, pod redakcją Alicji Jagielskiej-Burduk i Wojciecha Szafrańskiego). Zamieszczono tam analizę Natalii Fyderek i Wojciecha Szafrańskiego na temat rozważnej wyprzedaży z muzeów. Ten tekst powinny przeczytać osoby zainteresowane problemem wyprzedaży.

W świecie muzealnicy od dziesięcioleci zbierają doświadczenia z programowej selekcji muzealnych zbiorów. Uczyli się na własnych błędach, wypracowali metody. Warto skorzystać ze światowych doświadczeń.

Strach przed wyprzedażą

Od kilkudziesięciu lat przedstawiam propozycję wyprzedaży z muzealnych magazynów. Bodaj pierwszy raz pisałem o tym w miesięczniku „Kolekcjoner Polski” (nr 10/1986). Rzeczowo polemizował ze mną Tadeusz Chruścicki, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie („Opuscula Musealia” zeszyt 3, 1988).

Warto sprawdzić: Dzieła „najdroższej polskiej malarki” w prywatnym muzeum

Wyprzedaż muzealiów prawnie była możliwa także w PRL. Przeprowadziłem na ten temat wywiad z generalnym konserwatorem zabytków PRL Tadeuszem Zielniewiczem („Przegląd Tygodniowy” nr 38 z 1989 roku). Tekst nie stracił na aktualności. Może być inspiracją do dzisiejszej dyskusji.

Sprzedaż obiektów z magazynów nie jest problemem prawnym. Pisząc kolejne artykuły (po 2000 roku było ich kilka), spotykałem się ze sprzeciwem ze strony samych muzealników. Muzealnicy boją się wychylić. Lękają się utraty pracy. Stąd niechęć do podjęcia prekursorskiej decyzji. Odmawiają nawet wzięcia udziału w prasowej dyskusji na ten temat. Zasoby muzealne to oficjalnie własność narodu. Kto jako pierwszy odważy się podjąć decyzję? Nieoficjalnie muzealnicy mnożą przykłady darów lub zakupów, które nigdy nie powinny być w muzeum. W 2015 roku odbył się Kongres Muzealników. Przed Kongresem, napisałem w „Moich Pieniądzach” (30.04.2014) o korzyściach płynących z wyprzedaży. Zrobiłem to z wyprzedzeniem, aby muzealnicy zdążyli przygotować tezy w tej sprawie na obrady Kongresu. Nieoficjalnie wielu muzealników było za rozważną wyprzedażą. Oficjalnie nie postawiono problemu. Zmarnowano historyczną szansę.

Niektórzy muzealnicy asekurancko tłumaczą, że rozpoczęcie rozmów o wyprzedaży poprzedzić muszą badania proweniencji eksponatów w magazynach. Niekiedy jest ona niejasna z uwagi na przejęcie przez państwo wielu dóbr kultury po zmianie ustroju w 1945 roku. Jednak przedmioty, które warto wyprzedać mają jasny rodowód! To błędne zakupy i nietrafione dary.

Sztuka żyje na rynku

Może to państwo powinno dać sygnał do rozmów o wyprzedaży, skoro muzealnicy nie mają odwagi podjąć problemu? Rozważę konkretny przykład. Artyści Maria i Stanisław Dawscy ofiarowali swój dorobek Muzeum Okręgowemu w Sandomierzu. To kilkaset obrazów i grafik. Muzeum organizuje wystawy darowizny.

Czy do organizowania wystaw trzeba przechowywać prawie cały dorobek? Kolekcjonerzy chętnie kupią dobre obrazy Dawskich. Niestety, na rynku z konieczności krążą tylko słabsze prace, które nie oddają w pełni talentu Dawskich. Warto porównać w internecie wybitne prace na muzealnych wystawach i drobiazgi krążące w handlu.

""

Obrazy Stanisława Dawskiego oferowane są w cenach od ok. 2 tys. zł do 30 tys. zł. Fot. Rempex

pieniadze.rp.pl

Jeśli kolekcjoner kupi na aukcji obraz, to jest gwarancja, że zapewni mu właściwe warunki przechowywania. Na wiadomość o planowanej wystawie, wypożyczy dzieło, ponieważ dzięki wystawie wzrośnie wartość dzieła, jego cena. Wystarczy apel w internecie, że planowana jest wystawa, i prywatni właściciele zgłoszą się, aby wypożyczyć obrazy kupione kiedyś z muzealnych zbiorów.

W czasach PRL panowało przekonanie, że jak dorobek malarza trafi do muzeum, to malarz stanie się nieśmiertelny. Dziś sztuka zmarłego artysty żyje wtedy, kiedy krąży na rynku. Krąży na wystawach przed aukcjami, w katalogach i w reklamach wolnego rynku sztuki, które jak powódź zalewają internet.

W magazynach muzeów są hektary słabszych obrazów np. Jacka Malczewskiego czy Juliana Fałata. Dorobek najwybitniejszych nawet artystów jest jakościowo nierówny. Zostawmy w magazynach sztandarowe dzieła. Te o mniejszej wartości kupią kolekcjonerzy. Zatroszczą się o nie. Po 1989 roku Polacy prywatnie zakupili tysiące wybitnych dzieł sztuki, pochodzą one głównie z importu. Wzbogacają nasz majątek narodowy.

Warto sprawdzić: Wydajemy miliony bez większego zastanowienia

Wśród polskich muzealników następuje naturalna zmiana pokoleniowa. Odchodzą z zawodu osoby zamknięte na świat, nieznające świata, skostniałe. Może łatwiej będzie rozpocząć przygotowania do selekcji w magazynach?

Krajowy rynek po 1989 roku istnieje wyłącznie dzięki importowi ze świata poloników. Na przykład w ciągu ostatniego roku intensywnie importowano obrazy Zdzisława Beksińskiego. W latach 80. sprzedał je w świat paryski marszand Piotr Dmochowski.

""

Kolekcjonerzy chętnie kupią bajkowe kompozycje Marii Dawskiej. Fot. Rempex

pieniadze.rp.pl

Alarmowałem, kiedy przed laty sprzedano w Warszawie kolekcję dzieł Nikifora przywiezioną z Izraela. Marszand Andrzej Starmach dzieła Władysława Hasiora kupował w Skandynawii, gdzie artysta odnosił sukcesy w latach 60. i 70. Tysiące prac artystów ze Szkoły Paryskiej przywieziono ze świata. Tak samo importowano obrazy np. Chełmońskiego, Witkacego, Kantora i Tadeusza Brzozowskiego

Dorobek Jana Lebensteina przywieziono z Francji nad Wisłę, tak samo rzeźby Augusta Zamoyskiego. Wyliczyć mogę tysiące podobnych przykładów importu poloników ze świata po 1989 roku. Jak tak dalej pójdzie, to na świecie nie zostanie żaden materialny ślad polskiego ducha.

Krajowi marszandzi i kolekcjonerzy sztuki od lat skarżą się na niską podaż towaru. Jest niska przede wszystkim dlatego, że nie mieliśmy silnego mieszczaństwa. W innych krajach przez stulecia zamawiało ono dzieła sztuki lub wyroby rzemiosła artystycznego, których u nas powstało niewiele.

Warto sprawdzić: Polskie dzieła rosną w siłę. W Londynie padł rekord cenowy

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Portfel inwestycyjny
Centra usług: szlifujący się diament
Portfel inwestycyjny
Inwestorzy w oczekiwaniu na obniżki stóp procentowych
Portfel inwestycyjny
Przy wysokim wzroście płac w 2024 r. oszczędności Polaków mogą dalej rosnąć
Portfel inwestycyjny
UBS odradza kryptowaluty, radzi stawiać na technologie
Portfel inwestycyjny
Rok 2024 będzie wśród kryptowalut rokiem halvingu bitcoina