Tegoroczne stopy zwrotu funduszy opartych na różnych rodzajach obligacji są zbliżone. Fundusze obligacji skarbowych zarobiły średnio 2,6 proc., fundusze obligacji korporacyjnych – 2,2 proc., a te inwestujące zarówno w papiery skarbowe, jak i korporacyjne – 2,9 proc.
Nietypowa sytuacja
Różnice nie są duże. Trudno na ich podstawie stwierdzić, jaki rodzaj funduszu obligacji warto wybrać. Gdyby sytuacja makroekonomiczna była bardziej podręcznikowa (wzrostowi gospodarczemu towarzyszyłaby inflacja), wybór funduszu dłużnego byłby dużo prostszy. Fundusze inwestujące w obligacje o stałym oprocentowaniu, np. klasyczne fundusze obligacji skarbowych, należałoby zastępować funduszami mającymi w portfelach obligacje o zmiennym oprocentowaniu, np. funduszami papierów korporacyjnych lub funduszami gotówkowymi i pieniężnymi.
Ale sytuacja jest daleka od podręcznikowej. – Obecnie na rynku obligacji skarbowych ścierają się dwa przeciwstawne czynniki. Z jednej strony, obserwujemy silniejszy wzrost gospodarczy, któremu powinny towarzyszyć podwyżki stóp procentowych (niekorzystne dla obligacji o stałym oprocentowaniu – red.). Z drugiej strony, inflacja jest nadal pod kontrolą, co powstrzymuje banki centralne przed zaostrzaniem polityki pieniężnej – tłumaczy Grzegorz Jałtuszyk zarządzający w KBC TFI.
Zapytaliśmy więc zarządzających aktywami, w jakie fundusze dłużne warto zainwestować w obecnej sytuacji. Eksperci byli zaskakująco zgodni. Jednomyślnie wskazali jeden kierunek – obligacje rynków wschodzących, zdecydowanie bardziej egzotycznych niż polski.
Egzotyka w cenie
– Do końca roku obstawiałbym obligacje skarbowe z rynków wschodzących. Odważniejsi mogą zainwestować w fundusze, które lokują środki w papiery w walutach lokalnych (czyli innych niż tzw. twarde waluty z dolarem na czele) – mówi Grzegorz Zatryb, zarządzający w Skarbcu TFI. – Wprawdzie od początku roku indeks obligacji rynków wschodzących nominowanych w dolarze, liczony przez Bloomberga, wzrósł o 8,25 proc. (jest to wynik trudny do powtórzenia), ale bieżący wzrost tego indeksu, wynoszący 4,4 proc., wciąż może działać na inwestorów jak magnes.