Fundusze inwestycyjne pobierają opłaty dystrybucyjne (manipulacyjne) oraz za zarządzanie. Te pierwsze inwestor odczuwa bezpośrednio, gdyż pomniejszają wartość oszczędności wpłaconych do funduszu. Jeżeli inwestujemy 10 tys. zł, a prowizja wynosi 5 proc. (w tym przykładzie 500 zł), to do funduszu ostatecznie trafia 9,5 tys. zł. Tego rodzaju opłat można łatwo uniknąć, inwestując np. przez internet. Kupując ten sam fundusz w różnych miejscach (w banku, domu maklerskim, na platformie internetowej), można spotkać się z różnymi stawkami manipulacyjnymi.
Im dłużej, tym więcej
Opłaty drugiego rodzaju – za zarządzanie – pomniejszają stopę zwrotu funduszu. Publikowane przez TFI wyceny jednostek uwzględniają już ten typ prowizji, dlatego inwestor często ich nie zauważa. Co nie znaczy, że są one mnie istotne.

Jak wynika z naszej analizy, co prawda w krótkim terminie nie ma związku między tym, ile fundusz zarabia i jakie opłaty za zarządzanie pobiera, ale w długim terminie taki związek jest wyraźny. Wystarczą trzy lata (zalecany czas inwestycji w fundusz akcji to pięć lat), żeby z grona najrentowniejszych funduszy wypadły te o najwyższych opłatach za zarządzanie. Szczególnie widać to na przykładzie funduszy akcji, wśród których występują największe różnice w opłatach, przekraczające nawet 2 pkt proc.
Dlaczego tak się dzieje? – W krótkim terminie poziom opłat za zarządzanie nie musi przesądzać o tym, jak wybrany funduszy wypadnie na tle konkurencji. Jednak w trochę dłuższym okresie wysokie opłaty zaczynają ciążyć stopom zwrotu – wyjaśnia Marcin Bednarek, wiceprezes BPH TFI.